↓Menu↓

Dusza ludzka

Czym jest dusza ludzka, że Bóg ją tak hojnie obdarza swą miłością i ratuje miłosierdziem?

Kiedy Bóg stwarza duszę danego człowieka

Niewątpliwie życie ludzkie zaczyna się z chwilą poczęcia, czyli zapłodnienia komórki. Od tej chwili poczęcia ludzka komórka posiada swą jedyną duszę. Z tej jednej komórki może powstać jednak wiele płodów, z których każdy jest obdarzony własną duszą. Oczywistością jest, że każdemu człowiekowi na etapie poczęcia Bóg daje indywidualną duszę. Nie potrafię sobie wyobrazić, by bez duszy nieśmiertelnej mógł istnieć człowiek, jak nie wierzę w możliwość unicestwienia jakiejkolwiek duszy. Dusza ma swój początek, ale jest nieśmiertelna.
Życie człowieka na tym świecie może być zaś znacznie krótsze niż minuta.

Moim zdaniem, nie ma sensu „naukowo” dociekać, na jakim etapie ciąży płód staje się człowiekiem, któremu Bóg daje duszę. Problem ten jest w istocie niematerialny i jako taki nie podlega naukom przyrodniczym. Dziś odrzucamy określenie tego momentu dokonane przez św. Tomasza z Akwinu - przejęte z pism (*.pdf) Arystotelesa („dusza wnika w płód męski po 40 dniach od poczęcia zaś w płód żeński w 80 dni od poczęcia”). Niestety, pogańska filozofia Greków, nadal negatywnie obciąża nasze pojęcie świętości nieznanego poganom Boga prawdziwego.

Problem duszy płodu nie powinien być rozważany przez nauki eksperymentalne ani filozofię, ale teologów. Teologowie w tych rozważaniach winni kierować się słowami Jezusa, nie pogańskimi poglądami ani metodą. Nienarodzonych dzieci muszą bronić normy moralne.

Zapłodniona ludzka komórka jajowa od momentu zapłodnienia jest ludzkim życiem, lecz podział tej jednej komórki zygoty może dać życie wielu ludziom. Bywa tak, że w procesie tym uczestniczy a czasami jest decydująca wolna wola ludzi i nie szanuje życia nienarodzonego człowieka.
Coraz częściej decyzje natury moralnej mogą na tym polu prowadzić do śmiertelnych grzechów.

Zawsze zdarzały się i nadal zdarzają się ciąże mnogie, w tym monozygotyczne (jednojajowe, identyczne). Wszystkie ciąże wielopłodowe naturalne występują rzadko. Praktyka in vitro zmienia statystyki, powoduje częstsze narodziny nawet jednojajowych czworaczków. Lekarze stosujący in vitro z reguły starają się unikać ryzykownych (dla matki i noworodków) przypadków ciąż mnogich. Zdarzają się celowe nadużycia nawet tej reguły, n.p. zaplanowane in vitro i urodzone ośmioraczki. Bardzo dobrze, że zgodnie z powyższą regułą lekarze praktykujący in vitro dbają o powierzone im życie oraz zdrowie matki i noworodków, choć szkoda, iż nie interesują się losem „nadmiarowych” dzieci (żyjących już przecież we wszystkich zarodkach), traktowanych, jako niezbędny „materiał” techniki in vitro. Powszechnie wiadomo, że wstępne procedury do zabiegu in vitro prowadzą do nadmiarowych zarodków, które z góry skazane są na śmierć, choć czasem po długim przechowywaniu w ciekłym azocie.

Powyższa dygresja ma na celu unaocznić, jak daleko już na etapie poczęcia dziecka, może wystąpić ingerencja w niezbywalne prawa człowieka dopiero co poczętego i całkowicie bezbronnego względem społeczeństwa, zwłaszcza swoich rodziców.
Niewinny, jeszcze nienarodzony, ale bardzo często nie posiada nawet prawa do życia
.

Logika nakazuje mi wierzyć, wbrew zakorzenionym poglądom (typu płód to nie człowiek”, wyznawanym przez „dobrych, bo postępowych chrześcijan”), że każdy zarodek już w chwili powstania otrzymuje duszę - staje się człowiekiem. Tak dzieje się też, jeżeli następuje podział zarodka na oddzielne zarodki w sposób naturalny w organizmie matki albo in vitro przez ingerencję lekarzy. Każdy z zarodków jest człowiekiem, dlatego posiada swoją indywidualną duszę, która nie ginie z chwilą jego śmierci, ale wraca do Boga, który ją dał (Koh 12,7: „… a duch powróci do Boga, który go dał”).

Oczywiście śmierć może nastąpić w organizmie matki z przyczyn od ludzi niezależnych. O los wszystkich ludzi, którym przyszło umrzeć już w organizmie matki albo jako zarodek wytworzony in vitro, albo krótko po urodzeniu jestem zupełnie spokojny, bo o zbawieniu ich duszy decyduje Dobry Bóg a nie ludzkie (może nawet nieludzkie) przepisy. W tym względzie w powszechnie obowiązujących poglądach nastąpił powrót do rozsądku w ostatnich latach.

Do niedawna teologowie bezkrytycznie traktowali prawie wszystkie poglądy św. Augustyna oraz św. Tomasza z Akwinu na równi z doktryną. Przykładem jest pogląd św. Tomasza z Akwinu „bez chrztu nie ma zbawienia” wraz z poglądem św. Augustyna o „massa damnata”.

Literalnie bywały traktowane jeszcze w wiekach XIX i XX. Na Soborze Watykańskim II (1962÷1965) podjęto dyskusję wielu tematów oraz zagadnień, które zaistniały po poprzednim Soborze. W 1987 roku ogłoszona została instrukcja „Donum vitae” nakazująca należyty szacunek dla dzieci w fazie płodowej i ciał po śmierci. Dawniej w Kościele katolickim nie odprawiano obrzędu pogrzebowego dla dzieci. Inna jest sytuacja obrzędów w przypadku zmarłych dzieci nieochrzczonych.

Zauważam, że obecnie pogląd o „massa damnata” znajduje interpretację coraz bliższą biblijnej prawdzie o miłosiernym Bogu, który jedyny jest tylko dobry. W świetle coraz lepszego poznania nieograniczonego niczym Bożego Miłosierdzia, którego my ludzie nie mamy podstaw ani prawa kwestionować, wszystko staje się proste i jasne. Szkoda, że teologowie w swych szczerych, naukowych dysputach akurat o tym zapominają.

W tym świetle widzę informacje ks. prof. Jerzego Szymika o zbawieniu nienarodzonych dzieci. W 2004 roku został mianowany członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej. Był zaskoczony, że głównym tematem rozważań Komisji był wtedy los dzieci nienarodzonych. Po paru latach (19 I 2007 roku) Komisja opublikowała obszerny (31 stron) dokument. „Nadzieja zbawienia dla dzieci, które umierają bez chrztu”.

Nadzieja zbawienia - uzasadniona w dokumencie - obejmuje również przypadek dzieci nienarodzonych. Dzieci te nie posiadają winy żadnej osobistej, choć i na nich ciąży grzech pierworodny.

Kardynał Ratzinger poucza: pojęcie „grzechu pierworodnego” może prowadzić do nieporozumień. Siostra Faustyna w rozmowie z Jezusem trafnie nazywa małe dzieci Dz.286, „niewiniątkami”. Skoro Jezus z łzami w oczach jej odpowiada: „Widzisz, córko moja, jak bardzo mi ich żal, wiedz o tym, że one utrzymują świat”, trudno nam wciąż upierać się, że ich zbawienie jest niepewne. Oczywiście każdy katolik może przytoczyć formułkę, że musi wierzyć w objawienia publiczne, ale nie jest obowiązany wierzyć w jakiekolwiek objawienia prywatne, do których należą objawienia świętych i błogosławionych Kościoła Katolickiego. Nie musi wierzyć św. Faustynie. Wystarczy, że ufnie będzie wierzył Bożemu Miłosierdziu! (Nauce teologów, nawet uznanych za największych świętych Kościoła, nie musi wierzyć.)


Ponad czterdzieści lat temu poważanej przeze mnie śp. osobie (szef), gdy zachęcała mnie do lektury Dzienniczka siostry Faustyny, odpowie­działem, że nie muszę wierzyć w żadne objawienia prywatne. Było to jeszcze przed kanonizacją Faustyny.

Dziś szczerze wierzę w objawienia zawarte w Dzienniczku i rzetelność zapisów Dzienniczka, polecam go krewnym i znajomym. Nie oznacza to, że podzielam wszystkie zawarte w nim prywatne poglądy św. Faustyny.

Od jej śmierci (5 października 1938 roku) wiele zmieniło się na świecie. Dotyczy to zwłaszcza poglądów dotyczących miłości bliźniego, której zawsze powinna towarzyszyć tolerancja. Przykład tolerancji - miłosierdzia dla formalnego wroga (wg Starego Testamentu Izraelita był wrogiem Samarytanina) dał nam Jezus. Dzięki Ewangelii Samarytanin stał się symbolem osoby miłosiernej. Tolerancja dotyczy osoby, nie zła wyrządzanego. Zło wyrządzone drugim musi być naprawione, czasem nawet przykładnie ukarane. Nie po to Bóg dał każdemu wolną wolę, abyśmy w dobrej wierze uzurpowali sobie prawo jej łamania. Np. dzisiaj, jako katolicy, krańcowo inaczej niż św. Faustyna, rozumiemy kwestię zbawienia wszystkich Żydów szczerze wierzących w Boga Izraela (Dz.916).

Moją odpowiedź sprzed czterdziestu lat uważam za arogancką, wypadało mi najpierw przeczytać. Zbieg wielu okoliczności spowodował, że w 2002 roku przeczytałem Dzienniczek ze łzami. Dzienniczek w dużym stopniu wpłynął na moje życie. Odrzucam, jako niewiarygodne, wiele z tego co już przed wiekami napisali odnośnie liczby zbawionych. Zwłaszcza, gdy współcześni mnie, błędnie zinterpretowali pisma świętych Kościoła! Odrzucam takie pesymistyczne poglądy, bo o wiele bliższe mi są znacznie starsze poglądy Ojca Kościoła Grzegorza z Nyssy. Istnieje wiele przykładów świętych Kościoła różniących się krańcowo poglądami.

Przed wiekami było dwóch biskupów - śmiertelnych wrogów - jednocześnie zostali ogłoszeni świętymi Kościoła, bo nie ratowali się ucieczką - świadomi konsekwencji - zginęli w tym samym czasie za odważne wyznanie wiary pogańskiemu władcy. W niebie od razu zrozumieli, że różniące ich poglądy na wiarę, przyczyna wrogości, były nieistotne, były błędne. Poznali Prawdę. Pierwszymi świętymi Kościoła byli męczennicy, począwszy od Szczepana (został zamordowany za wiarę około 34 roku w Jerozolimie). Dopiero w czasach cesarza Konstantyna, gdy ustały jawne prześladowania za wiarę, zaczęto ogłaszać świętymi zmarłych, których heroiczne cnoty były niepodważalne i powszechnie znane wszystkim wiernym. Męczennicy zdarzali się wtedy rzadziej. I dziś częstsze są procesy kanonizacji wyznawców. JP2 poszerzył pojęcie męczeństwa.

Musimy pamiętać, że już teraz wszyscy członkowie Kościoła jesteśmy „świętymi”, choć nadal grzesznikami, bo Kościół jest Święty.
Kościół nie ogłasza świętym nikogo za poglądy!

Kanonizując niektórych wiernych, to znaczy ogłaszając w sposób uroczysty, że ci wierni praktykowali heroicznie cnoty i żyli w wierności łasce Bożej, Kościół uznaje moc Ducha świętości, który jest w nim, oraz umacnia nadzieję wiernych, dając im świętych orędowników jako wzory. „W ciągu całej historii Kościoła w okolicznościach najtrudniejszych święte i święci byli zawsze źródłem i początkiem odnowy”. Istotnie, „świętość Kościoła jest tajemniczym źródłem i nieomylną miarą jego apostolskiego zaangażowania oraz misyjnego zapału”. (KKK 828)

Kościół ufny Bożemu Miłosierdziu, nikogo nie potępia ostatecznie. Kościół odrzuca takie negatywne rozumienie predestynacji. Najprostsza logika nam podpowiada, że nie można z góry określać ilości potępionych. Kościół nigdy nikogo nie ogłosił potępionym. O wiecznym potępieniu dusz zdecyduje sam Bóg dopiero na Sądzie Ostatecznym.


Powyższy tekst wymaga często uaktualniania.   Lepsze jest wrogiem dobrego, dlatego potem trzeba poprawiać kolejne, nowe błędy. Niesprawne linki zastąpię.


HTML 5Valid CSS 3 ! icon to Wave link *|🔝góra↑| 👈↩ | 🏡 | Święci | Paruzja | zło | walka | cel | wiara |♣ nadzieja ♣|♥ miłość ♥|♥ miłosierdzie ♥| iskra | radość |♣ 🌿 ♣| modlitwa | grzech | 👹 | W |*