Oryginał już niedostępny, był kiedyś: http://www.ecclesia.org.pl/zarz/parafie/Ozarow/sym_MB.htm
Skopiowałem - chciałem poprawić nieco czytelność i cytować. Aby zrozumieć - dodałem linki (np.).
Niewielu jeszcze korzystało wtedy z Internetu.
Polecam zwłaszcza wykład: ks. prof. Lucjan Balter SAC, 2. „Nauczyciele (Prorocy) Miłosierdzia” (J.H.)
Temat: | Odczytać czas Miłosierdzia |
---|---|
Adresaci: |
|
Cele: |
|
Tematy:1. „Czas Miłosierdzia”, ks. Roman Forycki SAC
2. „Nauczyciele (Prorocy) Miłosierdzia”, ks. Lucjan Balter SAC
3. „Świadkowie Miłosierdzia”, bp Wojciech Ziemba
Program (w trakcie Sympozjum zmieniono nieco poniższą kolejność [J.H.])
|
Począwszy od 1966 roku, kiedy to z inicjatywy ks. Stanisława Wierzbicy odbyło się sympozjum na temat Miłosierdzia, tak nieprzerwanie do dziś, ciągle zachęcani przez naszego założyciela, apostoła Boga Miłosiernego, św. Wincentego Pallottiego, próbujemy ciągle na nowo odkrywać niewymowne znaczenie, daru ciągle niedocenianego, daru Bożego Miłosierdzia. I jak przez lata poddawane były w refleksji teologicznej i dogmatycznej różne aspekty Bożego Miłosierdzia tak dziś stajemy by zatrzymać się i pochylać nad fenomenem docierania tegoż Miłosierdzia do ludzi różnych epok i czasów, do ludzi minionego i naszego czasu do przyszłych pokoleń.
„Trzeba, ażeby to właściwe oblicze miłosierdzia było wciąż na nowo odsłaniane. Naszym czasom wydaje się ono - pomimo wszelkich uprzedzeń - szczególnie potrzebne”. (DM 6)
Relacja jaka zachodzi pomiędzy czasem a Bożym objawieniem jest szczególnie widoczna w tych momentach historii dziejów ludzkości i przymierza z Bogiem, kiedy to naród doświadcza wprost Jego boskiej opieki i interwencji. Człowiek dzisiaj stawia pytania, w których zdaje się coraz częściej kwestionuje możliwość doświadczenia Boga a jednocześnie zgłasza zapotrzebowanie na miłosierdzie. Próbuje odłączyć przymiot Boga od samego Boga. Zasadnym zatem staje się określać sposób i treść mówienia Boga naszych czasów.
Imię jakie widnieje na horyzoncie ludzkich pragnień, dążeń i tęsknot określa człowieka danej epoki, mówi kim on jest, jakie wartości uznaje za istotne? Nade wszystko określa i charakteryzuje czasy, które ten człowiek realizuje.
Chociaż dla nas trudny do określenia, to dla Boga szczególnie ważnym jest czas. W objawieniach jakimi Bóg pobudzał s. Faustynę Kowalską „Godzina Miłosierdzia” jest konkretnym „czasem łaski” dla grzesznika, „Nowenna” ma wymiar zbawiania człowieka, a „Święto Miłosierdzia” posiada konkretną datę przypisaną na pierwszą Niedzielę Wielkanocy, i niezastąpioną moc miłosiernego działania.
Bóg przez Koheleta mówi, że „Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem. Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego co zasadzono, czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania, czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsów, czas rzucania kamieni i czas ich zbierania, czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich, czas szukania i czas tracenia, czas zachowania i czas tracenia, czas rozdzierania i czas zszywania, czas milczenia i czas mówienia, czas miłowania i czas nienawiści, czas wojny i czas pokoju”. (Koh 3, 1-8).
Czas jest zadaniem danym człowiekowi do rozwiązania. W ostatniej encyklice Jan Paweł II określa człowieka jako tego, „który ciągle poszukuje”. Wydaje się, że czas człowieka jest wiecznym brakiem rozwiązań i odpowiedzi. „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14, 8 n.). Słowa te zostały wypowiedziane w czasie mowy pożegnalnej, pod koniec uczty paschalnej, z którą rozpoczynały się wydarzenia owych świętych dni, mające potwierdzić raz na zawsze, iż „Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia” (Ef 2, 4 n.).
Gromadzimy się tu wspominając trud tych, którzy zapisali piękną kartę troski o jakość przekazywania objawienia Bożego, by jeszcze raz, choć po części zdemaskować wszelkie formy duchowej alienacji człowieka, i „idąc za nauką Soboru Watykańskiego II i odpowiadając na szczególną potrzebę czasów, w których żyjemy” szukać „prawdy o człowieku, która w pełni i do końca odsłania się w Chrystusie. Nie mniejsza potrzeba tych przełomowych i trudnych czasów przemawia za tym, aby w tym samym Chrystusie odsłonić raz jeszcze oblicze Ojca, który jest „Ojcem miłosierdzia oraz Bogiem wszelkiej pociechy” (por. 2 Kor l, 3). (DM 1)
Na ręce ks. Rektora M. Kowalczyka dziękuję gospodarzom tego miejsca, dziękuję piewcom Bożego Miłosierdzia, którzy ukierunkowują przez lata poszukiwania oraz treść naszych rozważań, ks. Rektorowi R. Foryckiemu SAC, ks. Prof. Lucjanowi Balterowi SAC, ojcu Feliksowi Folejewskiemu, dziękuję za ich inspiracje i pracę w przygotowanie tego spotkania. Jednocześnie pragnę powitać serdecznie wszystkich zebranych w roku Boga Ojca Miłosierdzia na wspólnym rozważaniu Jego Miłosierdzia.
I zapraszam zachęcony troską komisji przygotowującej obchody roku 2000, która mówi „że w naszych czasach pojawiły się różne odmiany teologii: teologia nadziei, teologia wyzwolenia, teologia inkulturacji, ale nie istnieje teologia miłosierdzia”. Dziś trzeba nam odbierać tę intuicje ojców przygotowujących rok 2000 i zadumać się nad czasem nawiedzania Boga, przychodzącego do nas stojących w różnych zawirowaniach życiowych i czasowych, Boga jako „MIŁOSIERDZIE”.
Nie można mówić o czasie miłosierdzia nie dokonawszy, choćby w wielkim skrócie, refleksji nad naturą czasu, nad jego przymiotami, a nawet rodzajami.
Pojęcie czasu ma wiec charakter raczej intuicyjny i roboczy, tak ze
względu na swoją pierwotność, jak i ogólność. Czas nie jest konkretna rzeczą,
choć z konkretnymi rzeczami ściśle się wiąże. Dzięki charakterowi czasowemu rzeczy
mają swoje "przed" i "po", nie są naraz w jednym momencie, znajdują się w
procesie, który nie jest tylko trwaniem, ale i trwaniem następczym, a to sprawia, że
mogą być także pod tym względem rozpatrywane i
porządkowane.
Nie tylko wtedy, gdy opowiadamy sobie o dawnych dobrych czasach, ale
także wtedy, gdy rozróżniamy i charakteryzujemy różne czasy. Robimy to ze stosunkowo
dużą łatwością. Odróżniamy wtedy nie tylko czas wschodni od zachodniego, słoneczny
i astronomiczny od grawitacyjnego, czy absolutny od względnego. Definicji tych czasów
jest pełno w różnego rodzaju podręcznikach i opracowaniach naukowych i popularno -
naukowych. Przy okazji uświadamiamy sobie też, że istnieją jeszcze inne, bardzo ważne rodzaje i koncepcje czasu, a wśród
nich: czasu linearnego i cyklicznego, absolutnego i względnego, kosmicznego i ludzkiego,
dziejowego i historycznego.
Dla interesującego nas zagadnienia
szczególne znaczenie ma czas linearny. To czas jednokierunkowy, który biegnie od
przeszłości, poprzez teraźniejszość, ku przyszłości. To czas z natury
nieodwracalny, postępujący. Jego przeciwieństwem jest czas cykliczny, zamknięty, oparty na cyklicznych zmianach w przyrodzie. Heraklit uważał i nie
tylko on, że świat co pewien czas przyjmuje postać ognia, aby potem przechodzić po
kolei wszystkie fazy swego rozwoju, aż do następnego zognienia. Niektóre teorie
kosmologiczne głoszą periodyczne kurczenie się i
rozszerzanie wszechświata. Obecność tej koncepcji czasu jest obecna nawet w Biblii /por. Koh. 1, 4 - 11/.
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że w Biblii, a zwłaszcza w Starym Testamencie, nie występuje linearna koncepcja czasu. Pomijając wspomniane fragmenty z Koheleta, które dają wrażenie, że mamy do czynienia z nielinearną koncepcją czasu, trzeba zauważyć, że hebrajski czasownik nie eksplikuje czasów w naszym rozumieniu, tzn. czasu: przeszłego, teraźniejszego i przyszłego. Dla autorów biblijnych Starego Testamentu ważne jest tylko, czy coś jest wykonane czy nie. Czas jest tam albo wypełniony, albo pusty. Nie istnieje czas abstrakcyjny i neutralny. To, co przeszłe i przyszłe, włączone jest do teraźniejszości /jako przedmiot pamięci lub obietnicy/. Dopiero Nowy Testament akcentuje różnice zachodzące między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. W Nowym Testamencie przeszłość, to stary czas, który ma władzę nad żyjącymi i panuje bezwzględnie nad ludźmi. Czas teraźniejszy, to czas nowy, który się dopiero rozpoczął. Ale jest to już czas zwycięstwa nad złem, czas przełomu i przełom czasu, prawdziwie nowy początek czasu. Czas teraźniejszy w Starym Testamencie był jedynie prawdziwym czasem, bo czasem prawdziwie wypełnionym. W Nowym Testamencie najważniejszy jest czas przyszły. Ten czas w Starym Testamencie nie odgrywał prawie żadnej roli. W Nowym Testamencie wszystkie oczekiwania kierują się pod adresem tego właśnie czasu. Szczególnym tego przykładem jest Apokalipsa.
Czas w Biblii, a zwłaszcza w Nowym
Testamencie, to czas o charakterze linearnym; czas, który się powtarza, jest
nieodwracalny. Jest on nie do pogodzenia z akceptacją wiecznych powrotów do istnienia,
kołowrotu wcieleń i nieskończonych reinkarnacji.
Czas w objawieniu chrześcijańskim, to rzeczywistość dynamiczna, rozwojowa. Jego celem jest "wypełnienie się", "pełnia". Tak go charakteryzuje św. Paweł w kontekście przyjścia Chrystusa (por. Ga 4, 4). W teorii zbiorów istnieje pojęcie zbioru pełnego, tj. takiego, który obejmuje wszystkie elementy danego zbioru. "Pełnia czasu", czyli wypełniony zbiór czasu znaczy, że wszystkie czasy w tym nowym czasie znalazły swoje wypełnienie. Staje się on czasem wypełnienia się obietnic Bożych i oczekiwań ludzie wszystkich czasów.
"Pełnia czasu", to czas, który doszedł do swego kresu i który praktycznie nie biegnie już dalej. To "czas końca", albo "koniec czasów". Ten czas nie jest znany w Starym Testamencie, choć istnieje w nim zapowiedź absolutnego końca historii (por. So 1, 2 - 18); zaś w Nowym testamencie charakteryzowany jest jako czas grozy i wezwania do natychmiastowego nawrócenia. Synonimem tego czasu jest czas "ostateczny" (Hbr 1, 1-2; 1 J 2, 18), czas ostatniej szansy dla człowieka, czas szybkich decyzji, które trzeba podjąć aby nie zginąć (por. Ga 1, 4; 1 Kor 7, 29-31).
Przeżywać dobrze czas, to znaczy przeżyć szczególnie koniec czasu, przeżyć go, jako czas dotyczący nas bezpośrednio. Niekiedy w tym zakresie szczególną umiejętnością odznaczają się ludzie innych religii. Święci przeżywają koniec czasu każdego dnia, każdy dzień traktując tak, jakby to był ich dzień ostatni.
Dla religii naturalnych parametr czasu nie jest istotny; ważne są tylko jej treści i znaczenie, jakie posiada.
chrześcijaństwo jest religią, której nie da się odłączyć od czasu. "W chrześcijaństwie - powiada Jan Paweł II - czas ma podstawowe znaczenie" (TMA 10).
W ujęciu chrześcijańskim w czasie został stworzony
świat, w czasie dokonało się wcielenie, w czasie dokonało się odkupienie. W chrześcijaństwie "czas staje się - jak to określa Jan Paweł II - w Jezusie
Chrystusie Słowem Wcielonym, wymiarem Boga, który jest wieczny sam w sobie" (TMA 10) W
chrześcijaństwie obecny jest sam Chrystus, jako
"klucz, ośrodek, i cel całej historii ludzkiej" (TMA 59).
Aby zrozumieć czas nie trzeba wiązać go z "historią". Historia ma swoje daty, godziny, a nawet sekundy, ma swoje uporządkowanie, bez którego nie byłaby sobą. Nie zawsze czas musi być historią i nie każdy czas nią jest. Historia to przeszłość, to rzeczy dokonane i zarazem jakby martwe; to coś, co już minęło i już nas jakby nie dotyczy; to obiektywność i sprawdzalność faktów. To tylko jedna z funkcji, jaką spełnia czas i to jeszcze nie najważniejsza.
Więcej rozumiemy z natury czasu, gdy pojmujemy go jako "dzieje".
Dzieje bowiem to żywa rzeczywistość, nie poukładana, nie wyselekcjonowana, ale taka,
jaka jest. Uporządkowanie, jakie w niej przeprowadzają historycy, ujęłoby jej dynamice
i bogactwu. Dziejów nie da się wyprowadzić z badań "historycznych". Raczej
odwrotnie: na "dziejach" można budować "historię". "Dzieje", to najbardziej
pierwotna postać czasu, jeszcze nie zracjonalizowana. W tym sensie Biblia nie jest historią. Nie jest też zbiorem samych faktów. Na
każdej niemal stronicy mieści się to, co było, jest i będzie. Tylko niektóre jej
fragmenty poddają się historycznej "obróbce" i "usztywnieniu". Biblia, to
raczej zbiór świadectw z różnych czasów,
mających charakter nie tylko "historyczny", ale przede wszystkim "dziejowy".
Niektóre z tych świadectw mogą być nawet, z punktu widzenia historii bezwartościowe,
ale za to jako świadectwa dziejów są bezcenne.
Nie zawsze tak patrzymy na czas. Ten, kto musi czekać, a czekanie to jest dla niego przykre, dostrzega, że czas jest darem. Niejednemu wydaje się, że jest za długi, innemu, że zbyt uciążliwy, a jeszcze innemu zbędny. Niektórzy mają pretensję do Boga tylko dlatego, że żyją. Czas, jako wartość przedstawia się tylko tym, którzy zauważają, że wielką jest sprawą wypełnić czas. Tę wartość czasu podnosi jego "krótkość", a zwłaszcza wyjątkowe przeżycia, związane z jego zagrożeniem, gdy tu i tam ledwie udało się człowiekowi uniknąć śmierci. nam ludziom przełomu XX i XXI wieku dane jest przeżywać szczególny czas. To podnosi wartość daru, a także skłania do większej wdzięczności. Żyjemy naprawdę w "ciekawych czasach", jak to określa chińskie przysłowie.
Mając jako taką świadomość czasu, jak ją próbowałem scharakteryzować, wydaje się, że będzie nam teraz łatwiej postawić i rozważyć problem
"czasu miłosierdzia", problem istnienia takiego czasu, jego charakterystyki i znaków, po których można go rozpoznać.
Mając na uwadze tę podstawę nazwy konkretnego czasu, możemy za
autorem Księgi Koheleta powtórzyć, że mamy czas: rodzenia i umierania, sadzenia i wyrywania, zabijania i leczenia,
burzenia i budowania, płaczu i śmiechu, szukania i tracenia, miłowania i nienawidzenia, wojny i pokoju
(por. Koh 3, 1-8). Ogólnie rzecz
biorą moglibyśmy też mówić o czasie: pracy i modlitwy, milczenia i mówienia,
błogosławieństwa i przekleństwa. Jeżeli ktoś mówi, że nie ma czasu, to znaczy tylko, że nie ma czasu na określonego typu
działanie, ale ma czas na coś innego. Praktycznie bowiem zawsze mamy czas, z tym, że
czas ten jest taki, jakim jest materiał, którym go wypełniamy. Jeżeli więc dany czas
jest wypełniony miłosierdziem, to czas ten będzie czasem miłosierdzia.
Trzeba przyznać, że historia zna takie momenty i czasy, w których miłosierdzie w szczególny sposób dochodzi do głosu. Dzieje się tak nie tylko w indywidualnym życiu człowieka. Momenty zawieszenia broni, akty łaski w czasach wojen, gwałtów i niesprawiedliwości, akty heroizmu i poświęcenia się dla bliźnich, szara, miłosierna codzienność, są wymownym przejawem miłosierdzia.
Patrząc jednak na o miłosierdzie świadczone przez człowieka trudno mówić o dłuższym czasie, w którym byłoby praktykowane, zwłaszcza przez większą grupę społeczną. Czas miłosierdzia, gdy chodzi o człowieka, nigdy nie jest obejmującym wszystko i wszystkich, tak, że mógłby bez sprzeciwu zasłużyć na to miano. Właściwie od strony ludzkiej patrząc próżno byśmy szukali czasu, który bezdyskusyjnie mógłby być uznany przez wszystkich za czas miłosierdzia.
Ale czy miłosierdzie, tak na dobrą sprawę, jest rzeczywistością czysto ludzką? Nietrudno zauważyć, że Miłosierdzie, to przede wszystkim sprawa Boska. Bóg sam okazuje je wtedy, kiedy chce, On sam naznacza jego piętnem czas, który sobie wybiera. On jako Pan czasu decyduje o jego charakterze, o tym, jakie plany będą się w nim realizowały.
Patrząc z tego punktu widzenia nie ulega najmniejszej wątpliwości, że cały czas, jaki jest dostępny naszemu poznaniu naznaczony jest znamieniem Bożego Miłosierdzia. napisano o tym tyle książek i artykułów, że zbytecznym staje się tutaj dostarczanie jakiejkolwiek argumentacji. Miłosierdzie Boże urzeczywistnia się w każdym czasie, a nawet istnieje poza czasie, ponieważ było. gdy świat jeszcze nie istniał, i będzie, gdy świat przestanie istnieć.
Powstaje w związku z tym pytanie: jaki jest sens mówienia o czasie miłosierdzia, skoro każdy czas takim nazwany być może? Jest w tym pytaniu pewna racja, bo Miłosierdzie Boże, jakkolwiek wieczne objawia się w każdym czasie, lecz w różnym stopniu, nie zawsze w sposób pełny, nie zawsze w sposób uświadomiony przez człowieka.
Idąc za rozróżnieniami poczynionymi w pierwszym punkcie nasuwałaby
się myśl, że takim czasem miłosierdzia jest "pełnia czasu", jest czas bez reszty
wypełniony Miłosierdziem, a takim jest czas przyjścia na świat jego Zbawcy. Począwszy
od tego momentu Miłosierdzie Boże objawiło się
każdemu. Każdy człowiek w każdej chwili może Je albo przyjąć i Nim się radować,
albo odrzucić. Praktycznie więc czas "pełni miłosierdzia" trwa. Stosunek
człowieka do tego Miłosierdzia określa sens lub bezsens ludzkiego istnienia,
przeżywanie wielu czasów, lub przeżywanie czasu
pustego.
Gdy mówimy o czasie dzisiejszym, gdy mamy świadomość, że nawet w pełni czasu, mogą istnieć miejsca puste, gdy chodzi o realizowanie się Bożego Miłosierdzia, powstaje pytanie bardzo ważne dla naszych rozważań, stanowiące w pewnym sensie ich pointę, a mianowicie: na ile ten czas, bardziej niż inne czasy, biorąc pod uwagę różne uwzględnione uwarunkowania, może być uznany za czas szczególnego miłosierdzia. Co za tym przemawia?
Argument, że Bóg jak niegdyś, tak i dziś niezmiennie okazuje
człowiekowi swoje Miłosierdzie, a człowiek na to Miłosierdzie, podobnie jak w innych
wiekach, reaguje pozytywnie lub negatywnie, nie może stanowić tytułu, aby ten
współczesny czas wyróżnić. takim wyróżnieniem dla tego czasu może być tylko to,
że Bóg w sposób sobie wiadomy w różny sposób akcentuje Swoją Wolę, aby ten czas
uczynić czasem Miłosierdzia. Analiza współczesnego czasu dostarcza wiele dowodów na
to, że tego właśnie chce Bóg. Jak nigdy dotąd
Bóg mówi o Sobie, właśnie jako o Miłosierdziu i wyraźnie daje wyraz pragnieniu, aby
to Miłosierdzie było czczone. To pragnienie nie tylko zostało objawione świątobliwej
zakonnicy, ale zostało przecież przyjęte przez Kościół. Przez coraz szersze kręgi
czcicieli Miłosierdzia Bożego traktowane jest, jako
polecenie Boże, które powinno być wykonane. O to właśnie woła sensus fidei Ludu Bożego i to wołanie staje się coraz bardziej wołaniem
całego Kościoła. Jest to wołanie, które rodzi się nie tylko w sercach zapalonych
Orędziem Miłosierdzia Bożego spisanym przez bł. siostrę Faustynę. To kontynuacja
wołania, które na swój sposób artykułowali i artykułują ludzie tego pokroju co św.
Albert Chmielowski, św. Maksymilian Kolbe, czy Matka Teresa z Kalkuty. wszystkie nowe formy kultu głoszone przez s. Faustynę Kowalską, to tylko
nowe wyartykułowanie tego wołania, które Jezus kieruje do Ojca, a które najmocniej
wyraził w chwili konania, gdy wołał: "Pragnę". Tak jak wtedy, gdy ludzka
nieprawość sięgnęła zenitu, tak i teraz u końca
XX wieku, w czasie nazywanym czasem pogardy i sponiewierania ludzkiej godności, rozlega
się wołanie o Miłosierdzie nad światem. Tych, którzy wołają i wierzą w wylanie
się tego Miłosierdzia jest coraz więcej.
Obserwując dokładnie współczesny czas Jan Paweł II nie ma wątpliwości:
to jest ten czas, czas szczególny, jakiego nie było przedtem i jakim
przyszło nam żyć i spełnić swoja dziejową rolę. Dlatego papież mówiąc o tym
czasie nadaje swojej mowie ton jakby bardziej uroczysty, pełen powagi. Przygotowanie Kościoła i świata do
właściwego odczytania i wypełnienia tego czasu traktuje, jako jedno z głównych zadań
swego pontyfikatu. Jego spojrzenie na ten czas, jak sam podkreśla, nie jest ani utopijne,
ani katastroficzne. Dla niego jest to po prostu czas,
w którym zwycięży Miłosierdzie Boże (por. TMA), w którym zatriumfuje Niepokalane
Serce Maryi. Pisze on o tym w swojej książce "Przekroczyć próg nadziei". "Słowa
Matki Bożej z Fatimy - powiada tam - zdają się przybliżać do swego wypełnienia".
widząc Boży zamiar zrealizowania miłosierdzia nad światem można być spokojnym o jego losy. Nie trzeba się trwożyć i lękać. nie trzeba się obawiać, że ktoś inny, aniżeli Bóg pokieruje jego losami. Ten bowiem świat i ten czas należą do Chrystusa. On ten czas odkupił i On jest Jego Panem. Ojciec św. wbrew różnym pesymistycznym prognozom mówi wręcz o zbliżającej się "wiośnie chrześcijaństwa", mówi o bliskim już osłabieniu ataków "ojca kłamstwa" i stopniowym trzeźwieniu całej ludzkości. Papież wierzy, że świat uświadomi sobie w końcu swoje błędne drogi i lekkomyślność i przyjmie inny kierunek. Jest to rewelacyjny wręcz optymizm, którego brak dziś wielu ludziom, a który podziela również Przewodniczący Rady Prezydium i Centralnego komitetu Obchodów Wielkiego Jubileuszu 2000 kard. Roger Etchegaray. "Kościół - mówi on - który uczyłby jedynie tyle, ile mógłby sam z siebie zrozumieć, stałby się szybko Kościołem nic nie znaczącym, co więcej, nie byłby już nawet Kościołem".
Wszystko więc wskazuje na to, że jeżeli nie chcemy być w tyle, jeżeli nie chcemy się spóźnić, musimy uwierzyć w nadchodzący czas wielkich zmiłowań Trzeba nam uwierzyć na nowo w Miłosierdzie Boże, ale i w odpowiedź, jakie temu Miłosierdziu może dać człowiek. A może będą to odpowiedzi, jakie dawali pierwszemu orędziu ewangelicznemu ludzie czasów apostolskich? Nikt nie może dokładnie wiedzieć, jaką niespodziankę przygotowuje Bóg Swojemu Ludowi. Wielkie systemy zniewolenia człowieka praktycznie poniosły swoją klęskę i miejmy nadzieję, klęska to będzie się utrwalać. Analogicznie jest z ateizmem, który stracił swój tupet, choć jeszcze to i ówdzie próbuje się bronić. Jeszcze największą przeszkodą do zwycięstwa Miłosierdzia Bożego jest sekularyzm i nieufność do wszystkiego, co o Boga pochodzi. Człowiek współczesny wciąż jeszcze nie może wyzbyć się uprzedzeń, jakie nagromadziły się w ciągu lat w stosunku do Boga. Trudno mu przyjąć i przekonać się, że Bóg jest po stronie człowieka. Gotowy jest już nawet przyznać Pismu Św. rację, że głupi powiedzą w sercu swoim, że nie ma Boga, ale nie może się zgodzić z tym, że Bóg, którego wyznają chrześcijanie, jest zainteresowany każdym człowiekiem, jego szczęściem i losem. Mówiąc "Bóg", myśli jednocześnie: "Bóg ten nie jest moim Bogiem; to Bóg określonej grupy, która Go wyznaje i może ma z tego jakieś korzyści". Ani mu na myśl nie przyjdzie, że ten Bóg mógłby być Bogiem Miłosierdzia. Gdyby taki istniał, na pewno wzbudziłby zainteresowanie. Ten problem po swojemu sformułował młody Marks, kiedy pisał: "Tak więc Bóg wydarł mi moje wszystko /…/ nie zostaje mi nic od tej pory, jak tylko zemsta. Chcę sobie zbudować tron na wysokościach Jego szczyt będzie lodowaty i gigantyczny Jego wałem ochronnym będzie obłąkańczy strach, jako szczyt najczarniejszej agonii /…/"
Człowiek nie może akceptować Boga, który jawi mu się jako istota
na wskroś niemiłosierna i okrutna, od której nie może się spodziewać ani oczekiwanej
miłości. Ale walka z Bogiem, który nie jest miłością, czyż nie jest walką o Boga,
który jest miłością? Człowiek wszystkich czasów jest spragniony wielkiej,
nieskończonej miłości. To pragnienie wzmogło się coraz bardziej. Im większy
odnotowujemy odwrót od miłości, tym to pragnienie miłości jest większe. "Wielu
ludzi i wiele środowisk - stwierdza Ojciec św. -
zwraca się niejako spontanicznie do miłosierdzia Bożego w dzisiejszej sytuacji
Kościoła i świata". To znaczy, że wrażliwość na miłosierdzie jest. Braki
leżą jedynie dotyczą niedostatecznego ukazania tego miłosierdzia. Papieże ostatnich
czasów oraz teologowie coraz bardziej ukazują miłosierdzie jako główny rys miłości
Boga do ludzi. Widać to już a papieża Piusa XII, który w encyklice „Haurietis aquas”
kultowi Serca Jezusowego daje fundamenty i perspektywę całkowicie opartą na prawdzie o Miłosierdziu Bożym.
Encyklika „Dives in Misericordia”
miała już w pewnym sensie przygotowane przedpole myślowe do wyeksponowania
w jeszcze mocniejszy sposób prawdy i kultu Miłosierdzia Bożego. Także teologia
współczesna, zwłaszcza polska uczyniła bardzo wiele w tym kierunku. Oczywiście
najwięcej uczynił i nadal czyni sam kultu Miłosierdzie Bożego, także w formach
przekazanych przez bł. S. Faustynę Kowalską. Powoli topnieje zniekształcony obraz Boga
człowieka współczesnego i rodzi się w umysłach,
a jeszcze bardziej w sercach zupełnie nowy obraz, ten, który nawet pędzlem z trudem
może być odtworzony. Nowy obraz Boga eliminuje lęk, obecny nie tylko w tych, którzy
nie wierzą, ale także w tych, którzy uwierzyli z lęku i z lękiem. Istnieje wielka szansa, aby ten proces trwał. Istnieje ogromna szansa
odbudowania kultu Bożego w jego czystości nie tylko rytualnej, ale i w czystości
rytualnej, ale i w czystości serca. Tego oczekuje także od nadchodzącego czasu Jan
Paweł II, gdy w Tertio Millennio Adveniente
podkreśla pilną potrzebę ożywienia wiary w miłość miłosierną Boga i dania jej
odpowiedniego świadectwa /por. TM 42/. Do tego bardzo mocno przynagla też zbliżający
się szybkimi krokami Rok 2000.
Tylko w linearnej koncepcji czasu można mówić o znaczeniu Roku 2000. Tylko w tej koncepcji ten rok nie jest zwyczajnym tylko, jednym z wielu następujących po sobie lat, ale rokiem wyjątkowym, który nie tylko że się będzie pisał całkowicie inaczej niż lata go poprzedzające, ale będzie przede wszystkim rokiem-symbolem prawdziwie nowego czasu. W nim jakby w wielkiej syntezie można będzie zobaczyć ten czar, jego niepowtarzalność, jego nieodwracalność, jego właściwy wymiar.
Jednym z aspektów fundamentalnych tego roku jest zamknięcie pewnego etapu czasu.
Zamknięcie pewnej historii, którą nie chciałoby się wskrzeszać nigdy w przyszłości, a która może zniknąć jedynie w morzu Bożego Miłosierdzia. Chodzi o historię, z której cały Kościół robi rachunek sumienia i z której spowiada się przed całym światem. Chodzi konkretnie o grzechy synów i córek Kościoła, nie tylko aktualne, ale i przeszłe, nie tylko osobiste, ale i społeczne. Dlatego tak akcentujemy razem z Ojcem św., że zbliżanie się Roku 2000 to zbliżanie się do "kresu drugiego tysiąclecia". Aby wejść w nowe tysiąclecie trzeba przekroczyć ten próg, trzeba zamknąć za sobą drzwi czasu przeszłego, a otworzyć drzwi czasu przyszłego. Jan Paweł II jest świadom tego momentu. Tę świadomość rozbudził w nim m. in. bardzo wrażliwy na znaczenie czasu, zwłaszcza jego momentów przełomowych, śp. Kard. Stefan Wyszyński, Prymas Tysiąclecia. To on świadom misji, podjętej przez nowo wybranego Papieża Polaka powiedział do niego: "Musisz przeprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie".
Rok 2000 to coś więcej niż określony,
kalendarzowy wycinek czasu. To niepowtarzalna rocznica narodzin Zbawiciela, która mówi
więcej niż inne rocznice. To wielkie wezwanie Boże. To ogromna szansa dla wszystkich
uczniów i uczennic Chrystusa, aby na nowo odkryć wspólne źródła Miłosierdzia Bożego, z których żyje i czerpie Kościół
św. To wielka okazja, aby rozpalić w sobie pragnienie osiągnięcia " jak
najszybciej pełnej jedności". Czyż można sobie wyobrazić rok, który by bardziej
nadawał się do tego, aby nadać nowy bieg zbliżającemu się czasowi, który nadchodzi?
Ten rok to najbardziej stosowna okazja, aby uczcić czas, który idzie, aby dać
odpowiedź - jak się wyraża Ojciec św. - "na miarę potrzeb i zagrożeń
człowieka w świecie współczesnym" /Dives, 1 S/, a zwłaszcza na miarę człowieka cierpiącego i niepewnego swego jutra l por. tamże, 2/. A miara cierpień i potrzeb ludzkich jest przeogromna, wprost nie zmierzona. Tym większe i
obfitsze musi być Boże miłosierdzie. Pan Bóg ukazuje Swoje Boskie możliwości w tym
względzie. Świadczy o tym cała historia świata. Na
Rok Jubileuszowy, który jest wyjątkowym, przygotowuje prawdziwą ucztę dla wszystkich.
Sam mówi o tych nieskończonych możliwościach Swojego Miłosierdzia, wśród których
jako znak czasu trzeba zauważyć ustanowione święto Miłosierdzia Bożego na II niedzielę wielkanocną. Bóg sam poprzez
swoich wybranych zachęca nas i nam każe zachęcać innych do czerpania pełną garścią
z tych nieskończonych Bożych zasobów. Ukazuje Swoje Miłosierdzie jako jedynie
skuteczny środek rozwiązania nie ty1ko swoich
osobistych bolączek, ale także największych bolączek świata, łącznie z jego
problemami ekonomicznymi, społecznymi i politycznymi.
Teraz właśnie nadszedł ten czas. Można powiedzieć bez przesady
"ostatni czas". Czas, w którym Bóg podaje ludzkości - jak to określa Jezus w
słowach kierowanych do bł. Faustyny "ostatnią deskę ratunku". W kontaktach z
Błogosławioną Jezus mówił o tym niejednokrotnie . W Wilnie w r. 1934 powiedział:
"Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopóki nie zwróci się z ufnością do Miłosierdzia Mojego". A w Płocku dnia 28
lutego 1937 r. mówił: "Pragnę, aby czczono Miłosierdzie Moje, daję ludzkości
ostatnią deskę ratunku - to jest ucieczka do Miłosierdzia Mojego". "po tych
słowach zrozumiałam - zapisze s. Faustyna w swoim
Dzienniku - że nic mnie zwolnić nie może z tego obowiązku, czego żąda ode mnie
Pan". "Ostatnia deska ratunku" to znaczy, że nie ma innej alternatywy. To
znaczy, że ten czar będzie czasem miłosierdzia albo go w ogóle nie będzie, czyli
będzie czasem pustym, nie wypełnionym. "Deska
ratunku" to Boża deska, a to znaczy, że żadna ludzka deska nie wystarczy. Pan Bóg
uświadamia nam, jakich to desek się chwytamy, miotając się często beznadziejnie i
próbując swoich sil. Wszystkie one nie wystarczają; czy to będzie deska władzy czy deska pieniądza czy deska wolności. Bo to są
namiastki, źródła wciąż nowych złudzeń, które mogą przez jakiś czas mamić, ale
ty1ka do czasu. Człowiek dzisiejszy - jak zauważa Jan Paweł II - znajduje się w stanie
zagrożeń, które "sięgają dalej niż
kiedykolwiek w dziejach". Właśnie to jest specyfika tego czasu. I dlatego na ten
czas Pan Bóg przygotował szczególnie radykalne środki, wypływające z Jego Boskiego i
nieskończonego Miłosierdzia. W tym czasie żadne półśrodki nie pomogą. To zrozumiała bł. S. Faustyna po kolejnym podkreśleniu tej sprawy przez
Jezusa. I w nas niełatwe jest zrozumienie tej sprawy. Często pytamy: dlaczego nie
wystarczy to, co było? Dlaczego nie wystarczy stara ewangelizacja? Dlaczego oprócz tak
jasno określonych przez Ewangelię i Kościół
środków zbawienia potrzebne są jeszcze inne pomoce? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?
Kiedyś Jezus skarżył się, że Jerozolima ni poznała czasu nawiedzenia swego. Analogiczne oczekiwanie i słowa zawodu kieruje do nas Bóg, gdy patrzymy na czas i nie rozpoznajemy go. Kiedyś mówiono: Vox temporis, vox Dei. Dziś mówimy: znaki czasu. Ateizm, sekularyzm, sekty - traktujemy jako znaki czasu. Może warto by w tym kontekście zapytać czy miłosierdzie należy do takich znaków czasu, czy jako takie trzeba je dopiero jakoś wylansować, zwrócić na nie uwagę.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że miłosierdzie to znak, który czeka jeszcze na swoje odkrycie. A odkryty być musi. Bo czas nie odkryty to skarb zakopany w ziemi, nie wykorzystany, zmarnowany, stracony. Na tym właśnie polega strata życia - zmarnowanie szansy na miłosierdzie. I nie chodzi w tym tylko o to, aby ten nasz czar jak najszybciej nazwać czasem miłosierdzia, ale o to, aby ten czas takim był rzeczywiście. Ten czas bowiem po to jest nam dany, aby dokonało się w nim wiele dobrego. W tym czasie Bóg "bogaty w miłosierdzie" chce się uobecnić. W nim chce okazać swoją potęgę. W nim przepaść Bożego Miłosierdzia chce dotknąć przepaści ludzkiej nędzy.
Bóg postanowił Swoje Miłosierdzie realizować w czasie. Jezus przyszedł w czasie, miał swój czas i Swoją Godzinę. Od bł. Faustyny oczekuje On, aby praktykowała Jego Godzinę Miłosierdzia. Ta godzina i ten czar jest po to, aby mieć świadomość, że Miłosierdzie Boże realizuje się w czasie i aby też zdawać sobie sprawę z tego, że każdy czas nadaje się na to, aby stał się czasem miłosierdzia. Aby jednak czas całego życia móc uczynić czasem miłosierdzia, potrzebne są to chwile szczególne, potrzebne są to czasy specjalnie poświęcone miłosierdziu. I tak dla M. Teresy z Kalkuty, według jej własnych zeznań, najważniejszą chwilą był pierwszy, odważny gest miłosierdzia, na jaki się zdobyła wobec umierających na ulicy; za, nim poszły następne. Dla br. Alberta tym gestem zasadniczym było pozostanie na stałe z biedakami zamieszkującymi krakowską ogrzewalnię. I Jan Paweł II jeszcze w swoich latach studenckich miał taki moment, kiedy wzorem br. Alberta postanowił odejść od sztuki, literatury i teatru, aby całkowicie oddać się szafarstwu Bożego Miłosierdzia / por. tenże, Dar i Tajemnica, Kraków 1996, 33/; potem wyrazem wdzięczności za ten krok był m. in. utwór "Brat naszego Boga"/ por. tamże, 33-34/.
Odczytać czas, swój czar, wypełnić ten czas wartościowym
materiałem. Dać właściwą odpowiedź na Miłosierdzie Boga, które się zbliża do
człowieka. Nie dzielić tego czasu i tak już mocno podzielonego na niemiłosierne chwile
i dni, na przebrzmiałe "wczoraj, uciekające "dziś" i nierzeczywiste
"jutro". Uczynić czas jedną scaloną rzeczywistością, jednym kontinuum. Oto pragnienie, które Bóg budzi nieustannie w
człowieku. A wraz z nim rodzi się wołanie do Boga o wszystko, co z tym wyborem się
wiąże, a przede wszystkim o ufność, że to wszystko jest możliwe, że Bóg
nieskończony w Swoim wielkim Miłosierdziu o wszystko
naprawdę może uczynić. To wołanie potężnieje. Staje się ono wielką modlitwą o
Miłosierdzie nad światem, tak charakterystyczną szczególnie dla Koronki do
Miłosierdzia. To jest znak, że ten czas naprawdę jest, że my w nim żyjemy, że to
czas miłosierdzia, można powiedzieć-czas
wielkiego miłosierdzia.
Dziękuję bardzo za przywitanie. Cieszę się bardzo obecnością ks. Biskupa i tylu czcigodnych gości, w tym także alumnów. Temat narzucił mi oczywiście, ks. Roman Forycki. To znaczy, jest tu też duży udział ks. proboszcza Zygmunta Rutkowskiego.
Czas Miłosierdzia … Referat ten, który mam głosić, przewidziany był dla ojca Jacka Salija OP, więc jestem awaryjnie. Zatem w tej sytuacji trzeba coś na ten temat powiedzieć. Ks. proboszcz Rutkowski oznajmił, że ma to iść do druku - to jest najgorsze, a ja mam jeszcze znaki zapytania, kilka wątpliwości, już nie chcę powiedzieć, że więcej niż stwierdzeń, ale wątpliwości, które możecie rozstrzygnąć, ale są to trudne problemy teologicznie. Tak więc, spróbujmy.
O Miłosierdziu Bożym mówią Prorocy, w Starym Testamencie oczywiście, psalmy. Większość Psalmów Dawida opiewają Miłosierdzie Boże - Psalm 135 jest hymnem na cześć Miłosierdzia Bożego, Psalm 118 (mówię po dawnemu, bo ci nowi bibliści coś tam policzyli inaczej - jeden połączyli, drugi podzielili, a ta numeracja ….), ten najdłuższy -118, jest wielbieniem sprawiedliwości, ale i miłosierdzia. I tu mi nasuwa się spór. U nas w Ołtarzewie w 1968 roku, podczas I sympozjum zorganizowanego na temat teologii kultu Miłosierdzia Bożego, powstał spór między ks. biskupem Miziołkiem, a ks. Sopoćko.
Ks. bp Miziołek w dyskusji podkreślił, że Pismo święte bardziej eksponuje Bożą sprawiedliwość, aniżeli miłosierdzie. Na to ks. Sopoćko odpowiedział (musiał to policzyć dokładnie), że o miłosierdziu Pismo św. mówi około 450 razy, a o sprawiedliwości 416.
Otóż się okazało potem, po latach studiów (pierwszy numer „Communio” te treści zawiera), że Psalm 118 wychwala Bożą sprawiedliwość, która jest miłosierną sprawiedliwością i wychwala Boże Miłosierdzie, które jest miłosierdziem sprawiedliwym. Naprawdę trudno jest przetłumaczyć, te wszystkie wyrażenia biblijne adekwatnie - "sądy", "wyroki sprawiedliwości Twojej", "miłosierdzie Twoje" itd. - nie da się tego po prostu obliczyć, tzn. tak podzielić - tu jest sprawiedliwość, a tam zaczyna się miłosierdzie - to się przeplata - Bóg jest sprawiedliwością miłosierną i miłosierdziem pełnym sprawiedliwości.
Nowy Testament jest Objawieniem Miłosierdzia Bożego. Ks. Bp mówił przed chwilą o Jezusie, który jest (powołując się na ks. Nagyiego) ucieleśnieniem, uobecnieniem Miłosierdzia Bożego, wcieleniem Bożego Miłosierdzia.
Mój problem polega na tym - dlaczego nadszedł czas miłosierdzia? Dlaczego Jezus upomniał się nagle o miłosierdzie? Dlaczego sam Jezus? Czy dlatego, że XIX wiek był wiekiem w teologii, w kaznodziejstwie - sądu, gniewu Bożego, sprawiedliwości? Może coś takiego było. U progu naszego stulecia Chrystus sam przypomina Swoje miłosierdzie, czy miłosierdzie Ojca. I tu mam pierwszy problem. I z tym się wiąże bardzo ściśle drugi problem. Chciałbym tak, może tak nie do końca, do tych proroków zaliczyć Franciszkę (zakonne imię) Kozłowską, założycielkę mariawitów. Tak się złożyło, że mariawici obchodzili w 1993 roku stulecie swojego istnienia. Przygotowali się na ten jubileusz przez triduum - trzylecie, w skład którego wchodziły trzy sympozja. Pierwsze sympozjum zaplanowali w Łodzi, rezydencji biskupiej, drugie w Warszawie, trzecie w Płocku. Biskup Nossol mnie tam skierował z referatem. Oczywiście, wysłuchałem referatów mariawickich. Okazało się, że wszystkie sympozja były w Łodzi. Książka z tych sympozjów miała się dawno ukazać i jej nie ma.
Podczas referatu u mariawitów musiałem mówić o objawieniach siostry Faustyny. Zestawiono teksty siostry Faustyny i Kozłowskiej. Teksty pierwotne są niemal identyczne. Zauważmy - rok 1893 - Płock. Pan Jezus ukazuje się Kozłowskiej i mówi o Swoim miłosierdziu. W Płocku powstaje dzieło Miłosierdzia Bożego. Oni do dzisiaj noszą tę nazwę. Ich nazwa, ta potoczna - Maria vita - tj. życie Maryi. Chcą naśladować Maryję w swoim życiu. Uchodzą za zgromadzenie zakonne, które głosi światu Miłosierdzie Boże. Co z tych referatów wynikało, tych ichnich referatów, że mateczka była wtedy, w 1893 roku, gorliwą zakonnicą, czy tworzącą zgromadzenie zakonne, penitentką ojca Honorata Koźmińskiego. I te pierwsze przeżycia swoje mistyczne spisała 1893 roku. Te zapisy są w pełni teologicznie poprawne. Na życzenie ojca Honorata spisała je po raz drugi, w pięć lat potem. Wszystkie te zapisy są poprawne teologicznie. I w „Dzienniczku” siostry Faustyny można znaleźć identyczne słowa. Przecież Faustyna wcale tamtej nie znała. I tamtych zapisków nie znała zupełnie. Słowa są te same, np. "odtąd już Ja będę twoim kierownikiem duchowym". W pewnym momencie Pan Jezus mówi siostrze Faustynie, która ma trudności w Płocku ze spowiednikami, którzy nie rozumieją postulatu malowania obrazu, "odtąd Ja będę twoim kierownikiem". To sam w tamtym dzienniczku, w tamtych zapiskach występuje. O obrazie może nie tak dokładnie, ale sama treść nabożeństwa jest tam zawarta. Dopiero potem, gdy powstaje spór, najpierw z ojcem Honoratem, potem z władzami kościelnymi, nastaje konflikt. Gdy trzej biskupi (bo tak wyszło, że mają ocenić trzej biskupi zaboru rosyjskiego, bo to działo się w zaborze rosyjskim), czyli biskup płocki, bp warszawski i bp lubelski Mają ocenić orędzie mateczki Kozłowskiej. Oceniają negatywnie, Kozłowska zapisuje słowa Pana Jezusa, rzekome słowa: "wystawiłem tych biskupów na próbę, odtąd już z piekła nie wyjdą". Proszę zauważyć, jak te słowa brzmią. Czyli inni z piekła wyjdą. (Hryniewicz, Urs von Balthasar - mówią o nadziei zbawienia dla wszystkich). Ci trzej biskupi z piekła nie wyjdą, bo sprzeciwili się dziełu Miłosierdzia Bożego.
W 1906 roku, powstały jeszcze gorsze notatki Kozłowskiej. Następnie jedzie do Rzymu, do papieża Piusa X. Po odrzuceniu przez Papieża, po dezaprobacji, zrywa z Kościołem. I tu mam problem, trudny teologicznie. Czy Pan Jezus jest, powiedzmy, tak rozrzutny? Czy nie przewidział tych wydarzeń? Dlaczego zaczął od niej? Czy tak Mu bardzo zależało, żeby coś zakomunikować światu? Tu mam naprawdę problem teologiczny poważny, trudny. No, siewca może siać. Sam Pan Jezus mówi Swoje słowo, przekazuje jej. Tam mamy dowód, że człowiek może sfałszować Boże orędzie. I zauważmy - około 40 lat trzeba było czekać. Też Płock. Siostra Faustyna w tym samym Płocku, choć nie w tym samym miejscu. Tu klasztor, a tam był kościół, świątynia, obecny kościół seminaryjny, gdzie Kozłowska miała te pierwsze widzenia. Ale ten sam Płock. Tam Pan Jezus się upomina o wizerunek, o obraz Miłosierdzia Bożego, który ma głosić to miłosierdzie światu. Tego pojąć nie mogę, ja nie wiem, co to jest? I znów siostra Faustyna ma trudności. Nie wie do kogo pójść z tą misją. W „Dzienniczku” odnotowano trzy nazwiska spowiedników, którzy mogli być jej spowiednikami wtedy w Płocku. Przełożone zakonne nie wiedzą za bardzo, co to ma być. Ale Pan Jezus obiecuje jej dobrego spowiednika. I szykuje, opatrznościowo, ks. Michała Sopoćko, który przeżył wiele - był kapelanem wojskowym, pisał rekolekcje dla wojska w czasie I Wojny Światowej, a w międzyczasie był ojcem duchowym w seminarium duchownym w Wilnie, a potem profesorem. W momencie, gdy potem Faustyna zjawia się w Wilnie, ks. Sopoćko pisze pracę habilitacyjną z pedagogiki - kończy tę pracę. Jest przygotowany wszechstronnie. I Faustyna z góry wie i jemu mówi, że jest to ten spowiednik wskazany przez Jezusa. To jest szok dla niego. On musi to wszystko jakoś zweryfikować.
„Dzienniczek” siostry Faustyny powstaje na wskutek żądań ks. Michała Sopoćko. Tak jak wcześniej Honorat żądał od Kozłowskiej żeby spisała swoje przeżycia. (Wcześniej jeszcze nie dodałem, że 5 razy Kozłowska spisywała ostatnie zapiski z 1918 roku. Ponad 24 strony - ona zawsze pisała ołówkiem i zawsze wracał do poprzednich, tzn. streszczał poprzednie. Natomiast Faustyna spisuje na bieżąco, ale pierwsze zeszyty dziennika są przepełnione reminiscencjami. Sięga wstecz. I te dawne przeżycia odnotowuje na życzenie ks. Sopoćko). Sopoćko przekonuje się stopniowo, że to jest prawda. No i wtedy wynajduje malarza, zaczyna się cały proces malowania obrazu. Jej się nie podoba, płacze na widok tego obrazu. Pan Jezus jej mówi, że nie w pięknie farb, ni kolorów, ale chodzi o treść. Wymowa tego obrazu zawiera się w treści. Wcześniej jeszcze problem podpisu. Podpis jest za długi. Ona uważa, że tam wszystkie te słowa trzeba napisać, potem się ustala, że wystarczają te trzy: "Jezu, ufam Tobie". I ten obraz staje się prorokiem niejako. On przemawia sam za siebie. Treść tego obrazu ma być wymowna. Ks. Sopoćko zawiesza, za pozwoleniem ordynariusza abp. Jałbrzykowskiego, w Ostrej Bramie, na okres Triduum Paschalnego tenże obraz. I zaczyna się publiczny kult obrazu Miłosierdzia Bożego. Od Ostrej Bramy, która jest siedzibą Matki Miłosierdzia. Jezus Miłosierny, obok Swojej Matki, która jest Matką Miłosierdzia. Tytuł nad Ostrą Bramą.
Ks. Sopoćko stara się o pozwolenie Rzymu. Jedzie tam. Pisze książeczkę po łacinie, żeby przedstawić, problem kultu Bożego Miłosierdzia.. Nie udaje się. Nie pasuje. Największą trudność dla władz kościelnych stanowi kult przymiotu Bożego. Jak można czcić miłosierdzie? Wtedy jeszcze nie zwrócono uwagi na inne wydarzenie godne odnotowania. Tutaj w sąsiedztwie mamy, w Żbikowie, w Pruszkowie, Siostry Samarytanki - Benedyktynki Samarytanki. Założyła je młoda dziewczyna - Jadwiga Jaroszewska. Zakładając miała lat 18. Był to czas I Wojny Światowej. Jako hasło naczelne, jako charyzmat nowego zgromadzenia, podała słowa: "Wielbić Bożą sprawiedliwość". Wielbienie Bożej sprawiedliwości. I Kościół to zatwierdził. Zatem można wielbić Bożą sprawiedliwość. To jeżeli wolno wielbić siostrom Bożą sprawiedliwość, dlaczego mamy nie wielbić Bożego Miłosierdzia? Ale Rzym ma wtedy trudności. Abp Jałbrzyłkowski też nie jest przychylny. Ks. Sopoćko coś stara się wtedy zrobić, ale nie bardzo wie co dalej. W międzyczasie siostra Faustyna wraca już do Krakowa i tam zjawia się ojciec Andrasz, jezuita, spowiednik, który pierwsze książeczki dotyczące kultu wydaje w Krakowie, już po śmierci siostry Faustyny. Przejmuje tę misje ks. Michał Sopoćko. I poświęca całą resztę swojego życia szerzeniu kultu Miłosierdzia Bożego. On opracowuje litanię (w „Dzienniczku” jej nie ma), koronkę (wydobywa z "Dzienniczka"), nowennę itd. I co ciekawego, mariawici stwierdzili publicznie, taki Rudnicki - profesor, astronom z Krakowa - syn tego znanego pisarza Rudnickiego - w czasie referatu stwierdził, wobec dwóch swoich biskupów, że gdy mu jest smutno, to odmawia tą ich koronkę i nowennę do miłosierdzia. a gdy czuje się weselej, to tę siostry Faustyny, bo ona jest ładniejsza.
Podobieństwo jest bardzo wielkie. Podobieństwo - jak to wytłumaczyć? Słowa prawie takie same. Porównywaliśmy, przytaczali. Niemal ta sama myśl, z tym, że Rudnicki starał się udowodnić, że Faustyna miała przeżycia na najniższym szczeblu mistyki, a ich mateczka na najwyższym. I ten najwyższy szczebel jest najczystszy, najidealniejszy, a ten to jest bardzo taki uziemiony, taki ludzki. Ale to jest ich teza. Ks. Sopoćko tworzy na tej podstawie kształty kultu i ten kult w tej formie zaczyna się rozwijać. Tu ks. Feliks Folejewski kazał mi jeszcze wspomnieć, jak kazał to wspomnę, że Ks. Sopoćko głosił w katedrze wileńskiej kazania pasyjne w Wielkim Poście 1939. I mottem tych kazań były słowa: "Pięć przed dwunastą w dziejach Europy". Pięć przed dwunastą. Jakby proroczo zapowiadał wojnę, zniszczenia i ratunek w Miłosierdziu Bożym. Ludzie z miasta chodzili tam do katedry i po mieście się to tak rozchodziło. Tak, że gdy jako małe dziecko przeżywałem wojnę, to myśmy w chwilach bombardowań, nalotów, albo odmawiali psalm "Kto się w opiekę.." (znaliśmy na pamięć), albo jakieś modlitwy do Miłosierdzia Bożego, które były drukowane na różnych takich jakby ulotkach, nawet nie obrazkach. Jak pisze Maria Winowska, w życiorysie siostry Faustyny, wydanym w Paryżu /tytuł/, po wojnie obraz z wizerunkiem Jezusa Miłosiernego, i z tym podpisem "Jezu, ufam Tobie", znany był już w ponad 60 językach, w różnych krajach świata. I wydaje mi się tak, że potrzeba było i tej wojny, i tego wygnania, i przesiedlenia z kresów wschodnich, żeby ten kult roznieść po świecie. To żołnierze polscy szli i głosili Boże Miłosierdzie na wszystkich frontach. To dotarło bardzo szybko po wojnie do różnych krajów świata.
Po wojnie, szerzenie kultu Bożego Miłosierdzia podjęli Marianie - w Ameryce, a potem w Anglii, jako taka filia Prowincji Amerykańskiej. Tam zwłaszcza ojciec Julian Chrościechowski współpracował z ks. Sopoćko, pisemnie. Dużo zrobił. Ale można powiedzieć, że trochę zła wyrządzili. Zło polegało na tym, do czego się przyznają, że powołując się na autorytet kard. Hlonda, Chrościechowski coś zaczął propagować. Okazało się, że kard. Hlond publicznie tego tak nie wyraził, nie napisał. A więc został wmieszany w sprawę kultu i zaczęto podważać posłanie odgórne, kościelne, w tym także działalność Marianów. I te niejasności doprowadziły do zakazów w 1958 roku. Kongregacja Świętego Oficjum wydała zakaz szerzenia kultu Miłosierdzia Bożego w formach podanych przez siostrę Faustynę. Ten zakaz trwał do roku 1978, a więc 20 lat. W tym czasie w Polsce powstał ośrodek na Dolinie Miłosierdzia. Najpierw powstała Dolina Miłosierdzia - tak nazwali Pallotyni wotum polskiej prowincji z ocalenia z wojny. Planowano powstanie kościoła pod wezwaniem Miłosierdzia Bożego. I wydawało się, że to będzie w Częstochowie. Najpierw myśleli o Poznaniu, potem o Częstochowie. Miejsce kultu Bożego Miłosierdzia nazwano Doliną Miłosierdzia. Znów władze kościelne zabroniły budowy kościoła - tuż pod Jasną Górą wotum na cześć Miłosierdzia Bożego. Została tylko niewielka prowizoryczna kaplica. Ale obraz umieszczony w głównym ołtarzu przyciągał rzesze pielgrzymów. (Gdy w 1958 roku Stolica Apostolska zakazała kultu, a więc i tego obrazu, wszędzie obrazy zostały zdjęte, u nas w naszym kościele seminaryjnym sfałszowany obraz, figura, postać, rzeźba lewego ołtarza, to jest Serce Jezusowe, promienie tam są, tak na wszelki wypadek jedno z drugim, no tak to zrobili wtedy, jeszcze wcześniej, ale myśmy jako klerycy tam się modlili do Miłosierdzia Bożego, a gdy nastąpił zakaz, ks. Michał Kordecki, oficjalnie zdjął komżę, żeby uszanować zakaz i modliliśmy się mniej oficjalnie.)
Natomiast w Częstochowie obraz został. Bp miejscowy wyraził zgodę, bo to był obraz umieszczony w głównym ołtarzu. I ten obraz przyciągał rzesze ludzi z Polski. Pozbawiono ich obrazu, do którego mieli cześć, szacunek głęboki i dlatego tam się schodzili. I wtedy ks. Stanisław Wierzbica zaczął się zajmować tymi ludźmi. Oprowadzał ich, potem zaczął organizować sympozja, dwa do roku, później cztery razy do roku, dla ludzi świeckich, którzy się gromadzili jako czciciele Bożego Miłosierdzia. I ten ruch, profetyczny bym powiedział, przejęli ludzi świeccy, wierni świeccy. To oni byli nosicielami tego kultu, przez 20 lat oficjalnych zakazów. Równocześnie ks. Wierzbica starał się o pogłębienie teologiczne, bo tego wymagał kard. Wojtyła i Episkopat, bo kult jest pozbawiony podstaw teologicznych. I w związku z tym zaczęliśmy organizować tu w Ołtarzewie sympozja - w 1968 z udziałem, można powiedzieć, kard. Wojtyły, za jego aprobatą, cały program był uzgodniony z nim; 1972, 1975 - był obecny kard. Wojtyła, głosił referat. Także brał udział kard. Wyszyński w 1978 - gdy w tym roku załatwiałem sympozjum z kard. Wojtyłą, to on wtedy powiedział, że zakazy zostały zniesione. Przedtem domagał się, aby nie łączyć kultu Miłosierdzia Bożego z siostrą Faustyną, aby szukać podstaw biblijnych dla kultu Miłosierdzia Bożego. Jedno osobno, drugie osobno. Jedno drugiemu szkodzi. W 1978 wprost powiedział: "zakazy zostały zniesione i zróbcie tak - omówcie tutaj w Ołtarzewie kult wg wskazań siostry Faustyny, a potem przyjedźcie do Krakowa i razem pójdziemy na grób siostry Faustyny i tam zakończymy. Sympozjum się odbywało, ale w międzyczasie umarł Jan Paweł I i kard. Wojtyła udał się do Rzymu. Polecił zakończenie sympozjum bp. Smoleńskiemu. Tak też się stało. Część uczestników wyjechała z Ołtarzewa i tam na grobie siostry Faustyny to sympozjum kończono. W czasie tego sympozjum, pan Wesołowski z Olsztyna, w referacie: "Miłosierdzie Boże a pokój" powiedział, że trzeba jak najszybciej załatwić sprawę święta Miłosierdzia Bożego, gdyż w postulatach siostry Faustyny to się zawiera. Musi być święto w niedziele przewodnią i powiedział wprost: "niech jak najszybciej delegacja oficjalna z Polski pojedzie do Rzymu, do następnego Papieża i niech wreszcie to święto wprowadzi, bo to jest warunek zbawienia świata u kresu dziejów, u kresu wieków." No, Papieżem został Karol Wojtyła. Trudno było od razu jechać, ale w lutym 1979 pojechali: pan Krajewski i inni, w tym także ks. Boniewicz. Zawieźli tę petycję. Papież odpowiedział wtedy: „dam wam więcej niż święto”. I dał tę encyklikę, o której mówił tak dużo ks. Bp. „Dam wam więcej” - nie powiedział co. Dał encyklikę. Ale co w tej encyklice jeszcze bym podkreślił? W 1968 roku na tym sympozjum nie mogliśmy sobie poradzić, znaczy ci mądrzy teologowie, ks. Granat śp., ks. Słomkowski, o. Krostecki - w prezydium siedzieli - ojciec Krupa …………………………………….
… i nie było grzechu i nie było nędzy. Pan Bóg byłby czysta miłością, nie miłosierny. Zmienił się, czy nie zmienił się? Pan Bóg jest niezmienny, mówi to teodycea, teologia dogmatyczna i tu nagle Pan Bóg się okazuje miłosierny, albo się nie okazuje. Grzech warunkuje miłosierdzie. Myśmy z ks. Romanem Foryckim to czuli, że tak to nie gra, ale ja byłem mocno podpadnięty jako dogmatyk u władz kościelnych, u prowincjałów i tak dalej. Nie mogłem się narażać. Więc w tej sytuacji, namówiłem ks. Romana, jako czołowego filozofa seminaryjnego, żeby dyskutował. A filozofowi wszystko wolno. No, może sobie mówić. On wtedy opowiadał tam różne historie i kłócił się z nimi. Granata podważał, innych tomistów. Fenomenologiczne ich atakował. Potem mogłem to wydrukować i w książce „Bo Jego miłosierdzie na wieki” podałem te referaty i wszystkie dyskusje. Można to tam znaleźć. Z tym, co ks. Roman mówił tam wtedy. Papież Jan Paweł II zażyczył sobie przed encykliką dostarczenia wszystkich materiałów z tych sympozjów. Musiałem to pozbierać, wszystko dokładnie i ks. Boniewicz zawiózł osobiście owe materiały Papieżowi. On znał dokładnie te problemy, te dyskusje. I co pisze w encyklice? Dla mnie to była rewolucja teologiczna, w numerze 7,8,9 - że ludzie nie lubią miłosierdzia, gdyż traktują je jako pochylanie się nad nędzą. Ale tak nie jest. Musi być zrównanie. Miłosierdzie jest obopólne. Nie tylko dawca okazuje miłosierdzie biorcy, ale biorca okazuje, przyjmując dar, miłosierdzie dawcy. Tak bym to uprościł - jeżeli ktoś idzie na przyjęcie, na imieniny, z jakimś prezentem (dawniej to za komunizmu było tak, że młodzi, gdy brali ślub i w sklepach pojawiły się jakieś garnki, jakieś talerze i to wszyscy to kupowali, jako ten jedyny prezent i ta młoda para otrzymywała od wszystkich przychodzących to samo. No i wtedy mówili: "co my z tym wszystkim zrobimy? Kram otworzyć, czy co?") Otóż Papież wyraźnie podkreśla, że biorca okazuje miłosierdzie, gdy cieszy się otrzymanym darem. Radość z bycia obdarowanym - jest to przejaw miłosierdzia, okazywanego dawcy.
I w numerze 7 encykliki, Papież potrafił powiedzieć słowa karkołomne. Gdyby to nie Papież, to by to uznano za herezję, ale przecież to Papież powiedział, że Pan Jezus wiszący na krzyżu, jest wołaniem o miłosierdzie. Nie tylko dawcą miłosierdzia, ale jest wołaniem, błaganiem o miłosierdzie i tego miłosierdzia nie otrzymuje. Ja na tej podstawie w Tarnowie kiedyś, jeszcze w obecności abp. Ablewicza, głosiłem referat do sióstr Józefitek, z okazji stulecia zgromadzenia. Kazały mi mówić, o świętym Józefie na tle encykliki „Dives in misericordia”. Akurat, ani słowa o świętym Józefie w tej encyklice nie ma. Ma być referat, a tam nie ma nic. Ale właśnie te słowa posłużyły mi za punkt wyjścia. Jezus woła z krzyża o miłosierdzie. Nikt Mu nie pomaga. Matka Boża jest bezsilna. Ale wcześniej była podobna sytuacja. Jako dziecko miał być zamordowany, już wcześniej, nie dopiero teraz. To Herod chciał Go już zgładzić. I tam był św. Józef. I okazał miłosierdzie, gdy Go wyrwał do Egiptu z rąk Heroda. A tu nie ma Józefa i nie ma miłosierdzia ze strony ludzi.
Jest to głęboka myśl. Ja to tak trochę upraszczam, ale zauważmy - to jest bardzo głęboka myśl Jana Pawła II. Ta obopólność, to zrównanie w miłosierdziu - dawca, biorca - że sam Bóg oczekuje od nas miłosierdzia. Pierwszym wyrazem naszego miłosierdzia, okazywanego Bogu, jest przyjęcie daru, a dalej przyjęcie go z radością, wdzięczność za ten dar, wykorzystanie daru otrzymanego. To tak narasta. Wtedy oddamy autentycznie cześć Bogu miłosiernemu, kiedy wykorzystamy to miłosierdzie, którym nas Bóg obdarowuje. To jest głęboka myśl Papieża. Nie ma jakiegoś pochylania się nad nędzą. Jest zrównanie. Znakomita, przebojowa myśl, rewolucyjna, zawarta w encyklice, obok wielu, wielu innych.
Idę dalej. Świeccy, o których wspomniałem, w okresie najtrudniejszym byli tymi prorokami, tymi, którzy przechowali czynnie kult Miłosierdzia Bożego, tę ideę. Kiedyś tak pisałem, nie wiem - drukowali czy nie - o tym, że encyklika o Miłosierdziu Bożym, jest wyrazem tej pobożności, która rozwijała się oddolnie. Jest odpowiedzią oficjalną Kościoła na kult, który już istniał. Jest potwierdzeniem tego kultu. Byłbym nieuczciwy gdybym nie dodał (tutaj jest obecna siostra, moja była magistrantka, siostra magister, która pisała pracę - ze zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia i chciała dalej pisać) o wpływie siostry Faustyny na rozwój duchowości zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia Bożego. To zgromadzenie musiało się zmienić przed beatyfikacją, a zwłaszcza po beatyfikacji siostry Faustyny. Zgromadzenie musiało przejąć tę rolę. No, powierzono siostrze ze zgromadzenia, aby stała się promotorem kultu Bożego Miłosierdzia i to czyni. Organizuje w Łagiewnikach sympozja, spotkania, pielgrzymki na grób siostry Faustyny. Rozwija kult. Byłbym nieuczciwy, gdybym nie wspomniał o drugim zgromadzeniu. Ks. Sopoćko, wczytując się w ten „Dzienniczek” siostry Faustyny (ona tak tam jakoś fantazjowała trochę - jakieś biało czerwone polskie siostry, góra biała, spódnica czerwona, coś klauzurowe) założył Zgromadzenie Sióstr Jezusa Miłosiernego. One są na czarno ubrane, nie biało czerwone. Dopiero teraz zaczęły myśleć o kontemplacji i tej gałęzi ściśle klazurowokontemplacyjnej. W Myśliborzu mają Dom Generalny. Są związane z Białymstokiem. Otóż one też wyrosły z dziedzictwa siostry Faustyny. One mają głosić światu Miłosierdzie Boże. Tak, że tych głosicieli oficjalnych jest coraz to więcej. Ale głównym głosicielem jest sam Jezus, który jest wszędzie widoczny obecnie, wszędzie w świecie. Gdy się wychodzi z Bazyliki świętego Piotra, tam na prawo, to jest taki kościół, wchodzi się i widzi obraz Miłosierdzia Bożego, z podpisem po polsku i po włosku. Pełno kwiatów, pełno ludzie się modli. Gdy się pojedzie w Wiedniu na Kalemberg, to są tam dwa obrazy Miłosierdzia Bożego. I gdziekolwiek są Polacy, albo jeszcze ktoś inni, tam jest obraz Miłosierdzia Bożego i tam Jezus głosi światu Swoje Miłosierdzie. Proroków jest dużo. Oby mówili prawdę, całą prawdę, uczciwą prawdę, głęboka prawdę teologiczną. To jest bardzo istotne, żeby się włączali w ten nurt. Zauważmy - tu musze dodać - Bp Kamiński zorganizował peregrynację obrazu Jezusa Miłosiernego. Gdy kończyła się pierwsza peregrynacja Matki Bożej Częstochowskiej, Episkopat nie bardzo wiedział co dalej, a ta peregrynacja przerosła wszelkie oczekiwania biskupów z kard. Wyszyńskim na czele, rodziła niesamowite owoce duchowe. Tutaj, w Ołtarzewie zaproponowałem kiedyś kardynałowi Macharskiemu, który jest wielkim czcicielem Miłosierdzia Bożego, żeby przed Millennium, trzynaście lat wstecz, zorganizować w Polsce peregrynacje obrazu Jezusa Miłosiernego. To było tu w Ołtarzewie. Jak on mnie zbeształ, jak skrzyczał, jak można takie… - cicho siedzieć i nic nie mówić. No, tom cicho siedział. Potem się dowiaduję, że bp Kamiński organizuje. Papież odprawiał Msze św. w Płocku przed tym obrazem. Już było przewidziane, że ten obraz będzie wędrował po diecezji płockiej. I zaproszono mnie tam, z takimi prelekcjami do księży, by księży przygotować. Przez 3 dni, trzy bardzo duże grupy księży z całej diecezji, przygotowywały się. Były trzy referaty (znakomity referat mówił ks. Kudasiewicz, z Ewangelii Łukasza, jak Jezus wędruje, tak teraz ma wędrować obraz - to było znakomite wprowadzenie biblijne). I chodzi o to - po co Jezus Miłosierny ma wędrować po parafiach? Tutaj tworząc Sanktuarium Miłosierdzia Bożego, tutaj obok, ks. proboszcz Rutkowski, tak podpuścił ks. kard. Prymasa Glempa, żeby to zrobił, no i też rozpoczęła się wędrówka, peregrynacja Jezusa Miłosiernego po Archidiecezji Warszawskiej. Ludzie służą, księża spowiadają, głoszą, przygotowują tridua, rekolekcje, ale Jezus Sam głosi Siebie, Swoje Miłosierdzie. I to jest potrzebne światu współczesnemu. To jest ten czas miłosierdzia. Obyśmy tylko byli sługami Jezusa, wsłuchującymi się w Jego słowo i nie przeszkadzającymi. Na tym mi wciąż zależało.
Tak w formie uzupełnienia dodam, że gdy ks. Wierzbica rozwinął w Częstochowie te spotkania, dostałem, jako trzeci z kolei od ówczesnego prowincjała ks. Martuszewskiego, nakaz na piśmie, nakaz był delikatny - czuwania, ale ustna dopowiedź była ostrzejsza - mam to zlikwidować. Nakaz ustny - pojechać i zlikwidować. Wcześniej dostał to polecenie ks. Lisiak. Był, stwierdził, że coś dobrego się tam dzieje. (To mniej, więcej, jak z Radiem Maryja - Wielka Rodzina Radia Maryja. Są dobre rzeczy, no ale ten Rydzyk może za dużo politykuje, no i kogoś trzeba tam uciszyć, ale kogo?) No i mnie tam wysłali. Było jedno spotkanie. Następnie, ks. Zdaniewicz dostał taki "prikaz". Pojechał radca prowincjalny i wrócił oznajmiając, że nie jest teologiem, ale socjologiem, więc ręce umywa, nie będzie się mieszał. Dostałem ja osobiście. Więc powiedziałem Martuszewskiemu osobiście, jako prowincjałowi, że nie będę likwidował, tylko jeszcze zorganizuję w Ołtarzewie sympozjum naukowe. On mi powiedział - tu mi włosy wyrosną. Jak kiedyś przyjedzie, możecie się go spytać. Nie wyrosły mu włosy, a wszystko było.
Otóż, gdy byłem w Częstochowie, tam były naleciałości, to było widoczne, takiej fałszywej pobożności. „Święty” ojciec Sopoćko, bo przyjeżdżał, taki „święty” paulin Feliks (nie znam nazwiska) przychodził i jeszcze ktoś. I pobożne kobiety chciały tak trochę uciąć ks. Sopoćce sutanny na relikwie itp. I takie były naleciałości.
Więc ja zmieniłem im porządek tego spotkania - to był 1967 rok - zmieniłem i poprosiłem, aby najpierw wystąpili przedstawiciele z różnych stron Polski. Było jakieś 120 osób z 13 ośrodków: Poznań, Łódź, Olsztyn, Gdańsk, Radom, itd. W przerwie poprosiłem, aby mi przygotowali krótkie sprawozdania 3-5 minutowe, aby zobaczyć jak działają.
Po przerwie nie było referatu, oni mówili. I okazało się, co ci ludzie robią w terenie. Po raz pierwszy przejrzeliśmy na oczy, co się dzieje. Pani Szymkowiak, znakomita organizatorka w Poznaniu, pan Bukowski i inni. Do tych świadków mogę tu zaliczyć w Łodzi przy parafii salezjańskiej ks. proboszcza Walaska, naprawdę znakomity, pana Tułodzieckiego, inżyniera z Gdańska. Co oni organizowali? Ci ludzie trzymali to wszystko, tam u siebie. I gdy zreferowano z 13 ośrodków (najgorszy był ośrodek z Radomia od Bernardynów - ta prelegentka powiedziała, że mają tam jakiś obraz czy figurę, feretron i w którym miejscu na procesji chodzą, że to takie ważne miejsce mają i nic więcej) okazało się, że organizowali ten kult naprawdę w terenie - apostolstwo i dzieła miłosierdzia.
W czasie przerwy obiadowej ks. Wierzbica zebrał 6 panów i ustalono program pracy na pół roku. Wszyscy dostali 10 punktów na maszynie przepisanych od tych panów, ze wskazaniami co trzeba robić.
I wtedy nagle, gdy to już to się dokonało, pod koniec spotkania, wstaje o. Izydor Bortkiewicz, dr prawa, franciszkanin czarny i mówi, że został przysłany na przeszpiegi przez kard. Wojtyłę. Kardynał mu powiedział, że tu się coś źle dzieje. Ale skoro widzi, że to jest wszystko wzięte w jakieś ramy, to pojedzie do Kardynała i powie, że wszystko jest w porządku. Publicznie to oświadczył. Znakomicie to się rozwijało i wielu świeckich, tylko trzeba było troszkę czuwać nad tym, pokierować, naprawdę wnosiło swój wkład oddolny w ten ruch apostolski Miłosierdzia Bożego, którym teoretycznie zajmował się ks. Weron. Pisał o nim jako o osobnym ruchu apostolskim. Ci świeccy są nadal, oni czekają na wsparcie duchowe, na głęboką teologię, aby to nie była płytka pobożność. Jeżeli będziemy się wsłuchiwali w głos Jezusa i w to, co nam mówi Kościół, nie będziemy przeszkadzali, tylko będziemy służyli temuż dziełu.
Zapowiedziany temat chcę przedstawić jakby w odwrotnej kolejności. Najpierw chciałbym przedstawić niektóre aspekty nauki o miłosierdziu, zwłaszcza w jej aspekcie współczesnym. Natomiast w drugiej części pozwolę sobie przedstawić niektórych, współczesnych świadków miłosierdzia. Mam nadzieję, że właśnie oni, świadkowie miłosierdzia, pomogą nam lepiej odczytać współczesny czas miłosierdzia.
Dnia 30 listopada 1980 roku, Ojciec Święty Jan Paweł II ogłosił światu drugą z kolei Encyklikę o Bogu, bogatym w miłosierdzie. Encyklika zawiera w sobie pełen napięcia wysiłek poszukiwawczy idący w dwóch kierunkach:
Ojciec Święty pisze: "Drugie z wyrażeń, które w słownictwie Starego Testamentu służy dla określenia miłosierdzia to rahamim. Posiada ono inne niż hesed zabarwienie. O ile bowiem to poprzednie uwydatnia cechy wierności samemu sobie i „odpowiedzialności za własną miłość” (a więc cechy jak gdyby męskie), o tyle rahamim już w swoim źródłosłowie wskazuje na miłość matczyną (rehem = łono matczyne). Z tej najgłębszej, pierwotnej bliskości, łączności i więzi, jaka łączy matkę z dzieckiem, wynika szczególny do tegoż dziecka stosunek, szczególna miłość. Można o niej powiedzieć, że jest całkowicie darmo dana, nie zasłużona, że w tej postaci stanowi ona jakąś wewnętrzną konieczność: przymus serca. Jest to jakby „kobieca” odmiana owej męskiej wierności sobie samemu, o jakiej mówi hesed. Na tym podłożu psychologicznym rahamim rodzi całą skalę uczuć, a wśród nich dobroć i tkliwość, cierpliwość i wyrozumiałość, czyli gotowość przebaczania."
Wśród wielu określeń miłosierdzia, jakie Jan Paweł II proponuje,
jedno z nich chyba najbardziej nawiązuje do przedstawionej wyżej myśli
starotestamentalnej:
W swoim właściwym i pełnym kształcie miłosierdzie objawia się jako dowartościowywanie, jako podnoszenie w górę, jako wydobywanie dobra spod wszelkich nawarstwień zła, które jest w świecie i w człowieku.
A więc, miłosierdzie objawia się w sytuacji, kiedy człowiek czuje
się niewystarczalny, słaby, pokrzywdzony, gdy nic nie pozostaje jak tylko liczyć na
bezinteresowną, płynącą z czystej miłości pomoc kogoś, kto jest mocniejszy.
Człowiek oczekuje na pomoc. On jest tym dobrem,
które należy wydobyć spod wszelkich nawarstwień zła. Ojciec Święty swą pierwszą
Encyklikę: Redemptor Hominis poświęcił
człowiekowi, który został odkupiony. Druga papieska Encyklika wskazuje najgłębsze
racje odkupienia, tego dzieła wydobywania dobra spod wszelkich nawarstwień zła.
Tą racją jest z jednej strony miłosierna miłość. Z drugiej natomiast prawda,
niezwykle optymistyczna: Pomimo tych nawarstwień zła, zawsze pozostaje człowiek
jako dobro.
2. Współczesne nawarstwienia zła
Czym są te współczesne nawarstwienia zła? Najprościej mówiąc, są nimi te okoliczności, które powodują obniżenie godności człowieka. Nasz kończący się dwudziesty wiek przyniósł jakby nowe objawienie prawdy o Bożym miłosierdziu: w życiu i działalności bł. Siostry Faustyny Kowalskiej i w nauczaniu Jana Pawła II. Co się takiego stało, że Pan Bóg chciał tak wyraźnie przypomnieć naszym czasom o jego miłosierdziu?
Dość dobrą analizę historycznego kontekstu życia bł. Faustyny Kowalskiej znajdziemy w opracowaniu ks. dra Henryka Wejmana pt.: Miłosierdzie jako istotny element duchowości chrześcijańskiej (Szczecin 1997). Zasadnicze wydarzenie, które przeżywała siostra Faustyna wraz ze wszystkimi Polakami, to oczekiwana przez kilka pokoleń wolność narodowa i państwowa. Wraz z nią pojawiły się jednak zadania oraz trudności jakie musiał podjąć niepodległy kraj, aby zachować swoją tożsamość narodową. Jednym z podstawowych zadań stojących przed niepodległą Polską była jej integracja zarówno polityczno-społeczno-gospodarcza, jak i religijna. Postępowała ona jednak powoli. Utrudniały ją w znacznym stopniu partykularyzm dzielnicowy przejęty po epoce rozbiorów, walka różnych ugrupowań politycznych o wpływy, narastanie tendencji nacjonalistycznych i autorytarnych. Ciągłe zaś i nieuniknione zatargi w parlamencie hamowały, a niekiedy wręcz paraliżowały wprowadzenie reform, koniecznych dla odradzającego się po zniszczeniach rozbiorowych i wojennych kraju. U progu niepodległości zarysował się już głęboki podział społeczeństwa polskiego. Antagonizmy klasowe pomiędzy różnymi grupami społecznymi znalazły swój wyraz w działalności politycznej poszczególnych partii (partii chłopskich, związków zawodowych, rad robotniczych), sprzyjając wzajemnej wrogości, nieufności, nieuczciwości i zadziorności.
Ówczesne życie polityczne Polski, już u progu niepodległości, zostało zdominowane przez ruch socjalistyczny i liberalny, mający szczególne wpływy w świecie, a przede wszystkim w Europie oraz przez ruch komunistyczny, rozszerzający swe wpływy po Rewolucji Październikowej. Partie polityczne opierające swój program na wartościach chrześcijańskich i katolickiej nauce społecznej, były nieliczne i mało dynamiczne w swojej działalności. Taki rozkład sił politycznych w niepodległej Polsce sprzyjał w społeczeństwie nastrojom antyreligijnym i antyklerykalnym, wolnomyślicielstwu oraz indyferentyzmowi religijnemu, występującemu szczególnie wśród inteligencji oraz w młodzieżowych środowiskach akademickich i młodzieży wiejskiej. Kręgi katolickie próbowały przeciwdziałać tym zjawiskom poprzez pogłębianie intelektualne i społeczne problematyki religijnej oraz dialog z obojętnymi religijnie kołami liberalnymi i socjalistycznymi. Wysiłki nie przynosiły jednak spodziewanych rezultatów .
Można tutaj wspomnieć nie tylko trudności gospodarcze ale także zubożenie moralne oraz problemy wynikające z mozaiki wyznań i narodowości w Polsce międzywojennej.
Trafnym podsumowaniem kondycji duchowej narodu polskiego w okresie
międzywojennym mogą być słowa ówczesnego Prymasa Polski, kardynała Augusta
Hlonda, który w Liście pasterskim z 1936 r.
powiedział, że poza bezbożnictwem największą potwornością naszych stosunków
jest wyniesienie nienawiści do hasła, zasady, obowiązku […]. U nas rozpanoszyła się nienawiść głównie w życiu
publicznym. Kto z innego obozu, a zwłaszcza kto politycznym przeciwnikiem, tego uważa
się na ogół za wroga. W tym także Liście, w duchu odpowiedzialności za
naród, nawoływał Prymas do respektowania w życiu podstawowych wartości ludzkich i
chrześcijańskich. Przestrzegam - pisał -
przed importowaną z zagranicy postawą etyczną, zasadniczo i bezwzględnie
antyżydowską. Jest ona niezgodna z etyką katolicką. Wolno swój naród więcej
kochać; nie wolno nikogo nienawidzić .
W obliczu nakreślonego kontekstu historycznego objawień siostry
Faustyny Encyklika papieża Jana Pawła II „Dives in misericordia” jawi się nam jako pewnego rodzaju kontynuacja jej misji. Papieska
Encyklika, podobnie jak posłannictwo siostry Faustyny, przypomina człowiekowi i całej
ludzkości doby współczesnej, istotną w życiu jednostki i w międzyludzkich stosunkach
społeczno-politycznych, prawdę o Bogu miłosiernym. W celu uchwycenia punktów stycznych
między tymi posłannictwami na płaszczyźnie historycznej należy z kolei nakreślić
kontekst historyczny encykliki papieskiej „Dives in misericordia”.
2) Kontekst historyczny Encykliki o Bożym miłosierdziu
Jan Paweł II podkreślając w Encyklice „Dives in misericordia Deus” ogromne osiągnięcia współczesnego świata, zwraca także uwagę na współczesne niepokoje. We wspomnianej Encyklice czytamy:
"Jednakże obok tego - czy też raczej w tym wszystkim - istnieją również trudności, które, jak się okazuje, ciągle wzrastają. Występujące niepokój i bezwład domagają się zasadniczej odpowiedzi i człowiek jest świadom, że powinien ją znaleźć. Obraz świata współczesnego przedstawia także głębokie niejednokrotnie cienie i zachwianie równowagi. Konstytucja pastoralna Soboru Watykańskiego II Gaudium et spes nie jest z pewnością jedynym dokumentem, który w życiu współczesnego pokolenia mówi o tym, ale jest dokumentem wagi szczególnej. "Zakłócenia równowagi, na które cierpi dzisiejszy świat - czytamy tam - w istocie wiążą się z bardziej podstawowym zachwianiem równowagi, które ma miejsce w sercu ludzkim. W samym bowiem człowieku wiele elementów zwalcza się nawzajem. Będąc bowiem stworzeniem, doświadcza on z jednej strony wielorakich ograniczeń, z drugiej strony czuje się nieograniczony w swoich pragnieniach i powołany do wyższego życia. Przyciągany wielu ponętami, musi wciąż wybierać pomiędzy nimi i wyrzekać się niektórych. Co więcej, będąc słabym i grzesznym, nierzadko czyni to, czego nie chce, nie zaś to, co chciałby czynić. Stąd cierpi rozdarcie w samym sobie, z czego z kolei tyle i tak wielkich rozdźwięków rodzi się w społeczeństwie (…)". Ojciec Święty stawia pytanie:
Czy na przestrzeni tych piętnastu już lat, które dzielą nas od zakończenia Soboru Watykańskiego II (nb. Papież pisze te słowa w 1980 roku), ów obraz napięć i zagrożeń właściwych dla naszej epoki stał się mniej niepokojący? Wydaje się, że nie. Wręcz przeciwnie, napięcia i zagrożenia, które w dokumencie soborowym zdawały się niejako tylko zarysowywać, nie okazując do końca istotnego niebezpieczeństwa, jakie w sobie kryją, na przestrzeni tych lat odsłoniły się pełniej na różne sposoby potwierdzając to niebezpieczeństwo i nie pozwalając żywić dawniejszych złudzeń.
Przypomnijmy jeszcze raz: Ojciec Święty napisał Encyklikę o miłosiernym Bogu dziewiętnaście lat temu! Prawie dwadzieścia lat, to wcale nie mało. Dla współczesnej Europy, zwłaszcza dla Polski i jej mieszkańców, te prawie dwadzieścia lat to bardzo dużo. Problemy związane z tym nawarstwieniem zła zarysowane w Encyklice ciągle są aktualne. Jak aktualnie brzmią także słowa Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym Soboru Watykańskiego II:
Umysłowość współczesna, może bardziej niż człowiek przeszłości, zdaje się sprzeciwiać Bogu miłosierdzia, a także dąży do tego, ażeby samą ideę miłosierdzia odsunąć na margines życia i odciąć od serca ludzkiego. Samo słowo i pojęcie "miłosierdzie" jakby przeszkadzało człowiekowi, który poprzez nieznany przedtem rozwój nauki i techniki bardziej niż kiedykolwiek w dziejach stał się panem: uczynił sobie ziemię poddaną (por. Rdz 1, 28). Owo "panowanie nad ziemią", rozumiane nieraz jednostronnie i powierzchownie, jakby nie pozostawiało miejsca dla miłosierdzia. Możemy tutaj jednakże odwoływać się z pożytkiem do tego obrazu "sytuacji człowieka w świecie współczesnym", jaki został nakreślony na początku Konstytucji Gaudium et spes. Czytamy tam między innymi zdanie następujące: "W takim stanie rzeczy świat dzisiejszy okazuje się zarazem mocny i słaby, zdolny do najlepszego i do najgorszego; stoi bowiem przed nim otworem droga do wolności i do niewolnictwa, do postępu i cofania się, do braterstwa i nienawiści. Poza tym człowiek staje się świadomy tego, że jego zadaniem jest pokierować należycie siłami, które sam wzbudził, a które mogą go zmiażdżyć lub też służyć mu".
Sytuacja świata współczesnego ujawnia nie tylko takie przeobrażenia, które budzą nadzieję na lepszą przyszłość człowieka na ziemi, ale ujawnia równocześnie wielorakie zagrożenia, i to zagrożenia sięgające dalej niż kiedykolwiek w dziejach.
W tych współczesnych zagrożeniach jawiących się jako przytłaczające i zniewalające zło, Pan Bóg przypomina, że jest siła, która człowieka potrafi wyratować. Więcej, wydaje się, że motyw Bożego miłosierdzia jest najbardziej przekonywujący dla współczesnego człowieka. Nie jest on nowy. Jest to motyw typowo biblijny, nie mniej istniejący obok takich jak: sprawiedliwość, wszechmoc, ostateczna nagroda lub kara. Nie wiadomo jak zostanie określony mijający wiek dwudziesty. Z pewnością przyszłe pokolenia będą wskazywać na wyjątkowe nieposzanowanie stałych norm moralnych. Rewolucje, wojny światowe, propagowanie względności prawa uzależnionego od tzw. demokratycznej większości, stwarza okoliczność niezwykle osłabiającą pozycję człowieka. Nawet szukając dla siebie usprawiedliwienia, nasze pokolenie nie bardzo jest przekonane, w czym pokładać nadzieję. Podobnie jak dla starożytnego Psalmisty pozostaje i dla nas wyznanie:
W Togo, w Afryce, przed dwoma laty (myślę, że jeszcze obecnie) sprawował rządy prezydent - ewangelik. Tamtejsi misjonarze różnie mówią o tym polityku, tak jak wszędzie mówi się o rządzących. Wskazali natomiast na interesujący fakt. Ów ewangelicki prezydent, gdy ma jakieś ważne wystąpienie, np. w togijskim parlamencie, zawsze stawia przed mównicę obraz Chrystusa Miłosiernego (wg objawienia bł. Siostry Faustyny Kowalskiej). Natomiast na jesieni zeszłego roku przyjechała do Polski czteroosobowa delegacja z Togo, której przewodniczył jakby odpowiednik naszego marszałka Sejmu, wyłącznie w tym celu, aby zapoznać się z naszym nabożeństwem do miłosierdzia Bożego.
Kto dzisiaj zliczy kościoły, kaplice, sanktuaria czy nawet prywatne mieszkania na całym świecie, w których czci się Boże Miłosierdzie w obrazie Chrystusa Miłosiernego?
Może ktoś nazwie nasz pełen niemiłosierdzia XX wiek, wiekiem nowego objawienia Bożego Miłosierdzia?
Oto kilka postaci, które Pan Bóg powołał jako świadków Jego miłosierdzia.
Znamy Henryka Sienkiewicza z jego pięknych powieści i opowiadań. Ten wybitny pisarz świadomie podjął się roli wychowawcy i nauczyciela. Po upadku kolejnego powstania potrzebny był Polakom ktoś, kto pomoże odnaleźć ich własną godność. Misja Sienkiewicza sprawdziła się w początkach lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Henryk Sienkiewicz prowadził akcję odczytową, aby zebrać pieniądze na pomoc ofiarom wielkiej powodzi, która wówczas nawiedziła Galicję. Sam pisze o „ubocznych” skutkach tej odczytowej akcji: "Jest mimo wszelkiego umęczenia jedna w tym dla mnie pociecha: oto wszędzie spotykają mnie chłopi i wszędzie mówią mi: 'Tyś nas zrobił Polakami'. (…) Trochę do tego dopomogły niezawodnie moje powieści historyczne - ale teraz jest to po prostu lawina. Patrzę na to własnymi oczyma - i muszę wierzyć, bo tak jest. Obóz polski to teraz nie tylko inteligencja, to kilkanaście milionów jednolitego pod względem uczuć narodu" (List do redaktora Gazety Lwowskiej Adama Krechowieckiego z 22 I 1904 r.).
Późniejsze dzieje odradzającej się Polski potwierdziły tę, nie dającą się przecenić, rolę Sienkiewicza.. Więcej, to 'pokrzepienie serc' sięgało spraw o wiele głębszych. Tak pisze H. Sienkiewicz w liście do Konstatntego Marii Górskiego dnia 14 lipca 1895 r.:
"Ja tu chodzę po lesie, myślę o rozmaitych rzeczach, a czasem nawet o sobie. Kiedyś w "dżdżu" przyszło mi na myśl, że ja jednak porządnie przyczyniłem się do zawrócenia ludzi w kierunku idealnym. Pan należąc do młodszego pokolenia może nie zdaje sobie sprawy, co się działo w Warszawie za dobrych pozytywnych czasów, gdy Boga pisało się przez małe "b", gdy racjonalizm był synonimem rozumu i gdy nawet ludzie religijni, mniej śmiałej natury, trzymali się ideału i religii jakoś wstydliwie… Ja z tym ustrojem nie polemizowałem wprost - kręciłem się nawet w tym pozytywnym słoneczniku sam, ale był mi on (…) wstrętny, zwłaszcza zaś przeciwny moim artystycznym poczuciom. W mateczniku też nie od razu zmiarkowano, że takie rzeczy nawet jak Stary Sługa, Hania etc. nie należą do estetyki przeglądowo-pozytywnej: wychodzą nie z obozu, ale poza obozem. Później przyszła świadomość obu stronom. Niewolę tatarską przyjęto już źle - a Ogniem i mieczem, Potop, Pan Włodyjowski etc. były grzechem nie tylko przeciw pojęciom historycznym prądów racjonalnych i ich poglądów na przyszłość, ale wprost zwrotem teraźniejszości w inną stronę - im bardziej bowiem się podobały i brały ludzi, tym bardziej nastrajały ich w kierunku idealnym (…). Ponieważ jestem zupełnie przekonany, że racjonalizm by nas "zżydził" (przepraszam), wysuszył i "schińszczył" - więc posługuję to sobie za zasługę." (Cytat za: M. Korniłowiczówna: Onegdaj. Warszawa 1978).
W czasie ostatniej wojny, na początku lipca 1943 roku miały miejsce masowe aresztowania mieszkańców Lipska n/Biebrzą i okolic, będące odwetem Niemców za zabicie przez partyzantów niemieckiego policjanta. Wkrótce, bo 13 lipca pięćdziesięciu zakładników z Lipska zostało rozstrzelanych w fortach za wsią Naumowicze w pobliżu Grodna. W roku 1979 umieszczono na murach fortu w Naumowiczach tablicę pamiątkową z napisem: W hołdzie 50 mieszkańcom Lipska n/Biebrzą zamordowanym 13 lipca 1943 roku przez hitlerowskich okupantów Rodacy. Lipsk n/Biebrzą, lipiec 1979 r. Później pojawiły się inne pomniki i pamiątkowe tablice. Staraniem Towarzystwa Przyjaciół Lipska postawiono w roku 1983 pomnik obok domu, w którym mieszkała jedna z zakładniczek rozstrzelanych w Naumowiczach, Marianna Biernacka. Na granitowym pomniku czytamy wyryte słowa: W hołdzie zamordowanej 13 VII 1943 r. przez hitlerowskich oprawców, mieszkańcy Lipska Marii Biernackiej, która oddała swoje życie za innych. T.P.L. 1983 r. Natomiast w 50-tą rocznicę wybuchu II wojny światowej, dnia 16 lipca 1989 r., również na wniosek Towarzystwa Przyjaciół Lipska, w kościele parafialnym w Lipsku została wmurowana tablica pamiątkowa z nazwiskami pomordowanych w Naumowiczach mieszkańcach Lipska, wśród których znajduje się nazwisko Marianny Biernackiej i jej syna Stanisława. Dzisiaj oczekujemy na bliską beatyfikację Sługi Bożej Marianny Biernackiej wśród …. towarzyszy męczeństwa bł. bpa Michała Kozala. Cóż więc stało się w te tragiczne lipcowe dni 1943 roku, że jedna z ofiar kaźni oczekuje wyniesienia na ołtarze?
Na liście aresztowanych znajdowało się młode małżeństwo:
Stanisław i Anna Biernaccy. Mieszkała z nimi matka Stanisława. Gdy niemiecki żołnierz
przyszedł zabrać syna z synową, wówczas Marianna Biernacka zaczęła błagać, aby
mogła pójść do więzienia zamiast swojej synowej. Miała powiedzieć: Jak ona
pójdzie, jest przecież w ostatnich tygodniach ciąży, ja pójdę za nią. Niemiecki
żołnierz zgodził się. Marianna Biernacka oddała swoje życie ocalając życie swojej
synowej i jej dziecka.
Świadectwo wojenne kapłanów polskich niech zilustruje diecezja chełmińska.
W diecezji chełmińskiej w 1939 roku (tzw. krwawa jesień) wymordowano większość członków kapituły katedralnej, prawie wszystkich profesorów Seminarium Duchownego, kilkuset księży oraz tysiące wiernych. Jeszcze w roku 1939 zamordowano 214 kapłanów. Spośród 150 kapłanów wywiezionych do obozów koncentracyjnych osiemdziesięciu poniosło śmierć. Wśród nich Sługa Boży, bp Konstanty Dominik (1928-1942). Kilkudziesięciu kapłanów poniosło śmierć na skutek działań wojennych. Większość kościołów zamknięto. Na 500 kościołów i kaplic publicznych, czynnych było 324, z czego 19 bez obsługi duszpasterskiej, a 154 kościoły obsługiwali duszpasterze z sąsiednich parafii.
Po wojnie diecezja chełmińska bardzo szybko zaleczyła bolesne rany. Diecezja ta należy do tych, które cieszą się wysokim poziomem powołań kapłańskich. Z tej diecezji pochodzi cały szereg wybitnych kapłanów, znanych w środowiskach naukowych i teologicznych (ks. Pasierb, poeta, historyk sztuki, filozof, ks. Liedtke, historyk sztuki, ks. Franciszek Drączkowski, patrolog, ks. Augustyn Eckmann, biblista i patrolog, ks. Penar, biblista, i cały szereg innych. W ostatnich latach zostali powołani do godności biskupiej kapłani pochodzący z diecezji chełmińskiej:
Czy duchowieństwo tak doświadczonej diecezji chełmińskiej nie jest znakiem miłosierdzia Bożego?
W Rocca Priora, niedaleko od wielkiego Rzymu (diec. Frascatti) znajduje się dom pod nazwą: Regina Deum Carmeli. Kilka lat temu zatrzymałem się tam na dwa lub trzy dni. Dość duży teren otoczony murem, a za bramą dom, jakby obszerna willa w dużym ogrodzie. W cieniu rozłożystej pinii na fotelu, z pledem na kolanach, jakiś starszy pan czytający książkę. Był to kardynał Paolo Bertoli, z widocznymi pozostałościami wylewu, mówiący chętnie ale z pewną trudnością. Od kilku lat jest na emeryturze, a do tego domu przyjeżdża na odpoczynek. W górach albańskich lato jest stosunkowo chłodne. Powoli zapoznaję się z mieszkańcami domu. Tutaj jest nowicjat zgromadzenia: Silenziosi Operai della Croce (cisi współpracownicy Krzyża). Kilka, czy kilkanaście osób. Wielu niepełnosprawnych fizycznie, a może także umysłowo? Jednego z nich będziemy odwozić na lotnisko Fiumicino. Powraca do swojej ojczyzny Palestyny, aby tam propagować ideę założyciela Zgromadzenia, ks. prał. Luigi Novarese. To, co początkowo szokuje, po pewnym czasie wydaje się całkiem normalne. Każdy spełnia swoje obowiązki. Zaskakuje, że ci, którzy w oczach tzw. normalnych są niepełnosprawni, żyją i pracują normalnie. Tak są traktowani przez wszystkich. Stary kardynał jest bardzo rozmowny, z wielką kulturą i erudycją, orientuje się w problematyce Kościoła w Polsce, miał u nas wielu znajomych. Swoje starcze dolegliwości powiększone przez częściowy paraliż znosi bardzo pogodnie i naturalnie. Umie, co wcale nie jest łatwe, przyjmować delikatną pomoc otoczenia.
W roku 1960 zostało kanonicznie potwierdzone dzieło pod nazwą Silenziosi Operai della Croce z trzema zależnymi stowarzyszeniami: Lega Sacerdotale Mariana, Volontari della Sofferenza, Fratelli degli ammalati.
Dzieło ks. prał. Luigi Novarese ma na celu swoiste duszpasterstwo wśród chorych i niepełnosprawnych prowadzone przez nich samych. Sam założyciel dzieła, kapłan, urzędnik Sekretariatu Stanu na Watykanie, w swoim dzieciństwie ciężko zachorował, pozostając kaleką. W roku 1931, czyli w wieku 17 lat został całkowicie uzdrowiony po odprawieniu trzech nowenn do Najświętszej Maryi Panny i św. Jana Bosco. Po tym uzdrowieniu postanawia poświęcić się chorym. Ks. prał. Luigi Novarese zmarł w roku 1984. Dzieło rozwija swoją działalność wśród chorych kapłanów, wśród niepełnosprawnych. Powstały domy Zgromadzenia w Re na północy Włoch, w Betanii (k/Jerozolimy), w Luordes, w Fatimie, w Rocca Priora, a także ostatnio w Głogowie w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Wielu chorych zrozumiało, że każdy ofiarowuje dziełu apostolstwa to, co ma: zdrowy - zdrowie, zdolny - swoje zdolności, a chory i cierpiący - właśnie chorobę i cierpienie. Tak jak Pan Jezus. Nikt z woli Bożej nie jest przeznaczony na wyrzucenie na śmietnik, chyba że sam o tym zadecyduje wbrew miłosierdziu Bożemu.
Zwana często za życia doktor Ola. Urodziła się 16 kwietnia 1942 roku w Radzyminie k/Warszawy. Szkołę podstawową i liceum ogólnokształcące ukończyła w Gdańsku, uzyskując w 1961 r. świadectwo dojrzałości.
Medycyna była jej powołaniem. Ujawniło się ono już w dzieciństwie, kiedy przebyła pierwszą spośród kilku poważnych operacji ortopedycznych.
W październiku 1962 r. rozpoczęła studia na Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej w Gdańsku, uzyskując dyplom lekarza w 1968 r. Od tego czasu nosiła złoty pierścionek z wygrawerowaną na nim datą uzyskania dyplomu i wężem Eskulapa jako symbolem "zaślubin" z medycyną.
Bezpośrednio po studiach pracowała w Zakładzie Biochemii Klinicznej AMG, a w 1979 r. podjęła pracę w Tczewie jako kierownik laboratorium, które zorganizowała od podstaw na bardzo wysokim poziomie usług.
Już w Tczewie dała się poznać jako osoba o wielkim sercu społecznika. Założyła tam Telefon Zaufania. Udzielała się w Klubie Seniora. Była lekarzem w sposób odbiegający od powszechnie przyjętych norm. Była cała dla swoich pacjentów, nie tylko lekarzem ich ciała, ale i duszy.
W tym czasie przyszła na świat Marysia - jej adoptowana córka, którą wychowywała samotnie. Kochała ją jak własne dziecko.
W 1975 r. przeniosła się do Elbląga. Tam objęła kierownictwo laboratorium w tamtejszym Szpitalu ZOZ i podobnie jak w Tczewie, zorganizowała je w sposób bardzo profesjonalny. W tym czasie uzyskała II stopień specjalizacji z zakresu diagnostyki laboratoryjnej.
W Elblągu jeszcze bardziej, bezgranicznie oddała się służbie chorym, uzależnionym od nałogów, samotnym matkom, więźniom, wszystkim potrzebującym.
Doktor Ola (tak ją zaczęto nazywać w Elblągu) ratowała życie nie narodzonym, miała szczególny dar godzenia zwaśnionych małżeństw, ratowała samobójców, pomagała odnajdywać sens życia.
Służyła pomocą osobom zwalnianym z więzienia, odwiedzała więźniów, dodając im "nadziei wiary", jak napisał jeden z nich. Jej domowy telefon był dostępny dla potrzebujących przez całą dobę.
W 1985 r. podjęła pracę w "Poradni Trzeźwości" w Elblągu. Zrewolucjonizowała styl pracy Poradni, zdobywając serca współpracowników i pacjentów - alkoholików. Przyjmowała ich nie tylko w Poradni, ale także szukała ich w domach, w melinach pijackich, przyjmowała ich we własnym mieszkaniu. Ożywiła działalność Klubu Abstynenta "Żuławy" i wielu alkoholików zawdzięcza jej powrót do normalnego życia.
Aleksandra Gabrysiak pomagała w adopcji dzieci, była inicjatorką i organizatorką Domu Samotnej Matki, a także Hospicjum dla terminalnie chorych. Trudno znaleźć dziedzinę pomocy, w którą by nie była zaangażowana. Doktor Ola była niejako instytucją, z wieloma referatami charytatywnymi, w której tętniło wielkie serce. Dewizą jej życia było "zaufać człowiekowi i kochać go do końca".
Aleksandra Gabrysiak została zamordowana 6 lutego 1993 r. w Elblągu, we własnym mieszkaniu, wraz z jej 19-letnią córką, Marią. Zabójcą okazał się jeden z podopiecznych Doktor Oli, wypuszczony na przepustkę z więzienia.
Siostra Dorota ze Zgromadzenia Służebnic Ducha Świętego w okolicach Luandy, stolicy Angoli. Z dala od tzw. normalnych osad znajduje się wioska przeznaczona dla chorych na trąd. Całe osiedle ogrodzone. Zaraz za bramą znajduje się biały budynek. Tutaj jest przychodnia lekarska. Siostra Dorota już od wczesnego rana rozmawia z matkami, stara się znaleźć jakieś lekarstwo dla ich chorych dzieci. Wnętrze przychodni czysto utrzymane. Gorzej z wyposażeniem i zaopatrzeniem w leki. Wszystkiego za mało. Brakuje sprzętu medycznego, rozpaczliwie brakuje leków. Siostra nie może odesłać chorych do apteki, gdyż jej po prostu nie ma.
Za przychodnią zaczyna się właściwa wioska dla trędowatych. Mieszkają tutaj chorzy, często z rodziną. Trędowaci w różnym stadium swojej choroby. Jedni jeszcze chodzą, inni natomiast zdani są całkowicie na opiekę bliskich. Przerażający widok fizycznego kalectwa. Wśród tego - po ludzku biorąc - beznadziejnego świata krąży siostra Dorota. Przybyła z dalekiej Polski, z Opolszczyzny. Dzieli się swoją wiarą przekazywaną słowem, posługą pielęgniarki, lub po prostu swoją obecnością.
Siostra Danuta także ze Zgromadzenia Służebnic Ducha Świętego, pochodzi z Pieniężna. Wraz z jednym z kapłanów, który przybył z Argentyny krąży po ulicach Luandy gromadząc tzw. dzieci ulicy. W strasznie zniszczonej domową wojną stolicy większe wrażenie od zaniedbanych i zrujnowanych ulic, placów i budynków robi widoczne spustoszenie wśród jej mieszkańców. Zwłaszcza na przedmieściach widać tłumy dzieci. W większości są to dzieci - sieroty, przywiezione z terenów ogarniętych partyzancką wojną i pozostawione właściwie samym sobie. Chłopcy organizują się w gromady, a może należałoby dokładniej określić: w bandy, które pomagają im wszelkimi dostępnymi środkami po prostu utrzymać się przy życiu. Tak więc s. Danuta "wyciąga" jednego po drugim chłopca z luandzkiej ulicy i umieszcza ich w specjalnym ośrodku tamtejszej Caritas. Dzisiaj można już mówić jakby o internacie wraz ze szkołą. Dwa lata temu we wspomnianym ośrodku przebywało około 230 chłopców. Niewiele uratowanych spośród "dzieci ulicy". Ale na pewno przyszły świat przestępczy będzie o tych dwustu trzydziestu potencjalnych kandydatów mniejszy.
Dnia 5 października 1994 roku, w Poznaniu, na tamtejszej Akademii Medycznej odbyła się uroczystość nadania tytułu doktora honoris causa. Bohaterką tej uroczystości była p. dr Wanda Błeńska. Chyba bardziej ceni sobie inny tytuł: Matka trędowatych, wśród których pracowała 42 lata w Ugandzie. Wśród wielu innych odznaczeń, o których ze skromności nie lubi wspominać, p. Wanda Błeńska posiada dyplom papieża Piusa XI za działalność misyjną wśród studentów, Pro Ecclesia et Pontifice Jana XXIII, Benemerenti Jana Pawła II oraz nadany przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Jako jedyna cudzoziemka otrzymała dożywotnie obywatelstwo Ugandy.
Gdy apostoł trędowatych o. Jan Beyzym kończył swe wielkie życiowe dzieło na Madagaskarze, w roku 1911 przychodzi na świat p. Wanda Błeńska. Kończy studia medyczne, pracuje w różnych ośrodkach medycznych w Polsce, znana jest jako animatorka misji św. W roku 1950 spełnia się jej życiowe marzenie: wyjeżdża na misje do Ugandy w Afryce.. Praca wśród trędowatych nie była łatwa. Dokonuje się tutaj jakby wewnętrzne dojrzewanie p. Wandy Błeńskiej. Po siedmiu latach zanotowała:
Taki długi czas. Myślę z wdzięcznością dla Boga za tyle szczęścia i błogosławieństwa w życiu i w pracy. Czuję się taka szczęśliwa w tej chwili (…). Mam jedną gorącą prośbę na nowe siedmiolecie: żebym nikomu nie wycisnęła łzy. Zaglądam do dzienniczka sprzed siedmiu lat. Wówczas modliłam się, żeby nie dostać trądu. Dziś o tym nie myślę.
Działalność p. dr Wandy Błeńskiej to dziesiątki ośrodków leprozoryjnych, kształcenie specjalistów, wykłady i odczyty. Stała się znana w Ugandzie. List zaadresowany jedynie: Polish Doctor, Uganda, trafiał do niej bez żadnych problemów.
Obecnie, po powrocie na stałe do Ojczyzny, w 84 roku życia, które stało się świadectwem ewangelicznej miłości najuboższych, mieszka w Poznaniu i nadal, jak za studenckich czasów, oddaje swój czas sprawie misji. Służy wiedzą i doświadczeniem również w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie, gdzie przygotowują się do pracy przyszli misjonarze.
W dniu otrzymania doktoratu honoris causa lata swojej pracy spędzone wśród trędowatych określiła p. Wanda Błeńska jako trudne, ale szczęśliwe. Warto przytoczyć jeszcze jej słowa, które wypowiedziała w roku 1984 odbierając medal Benemerenti od Jana Pawła II:
Mówi się tyle o moim poświęceniu, ale co to za poświęcenie, skoro to, co czynię, jest właściwie spełnieniem marzeń mojego życia (…). Usuwamy głazy cierpienia, zapalamy promyk nadziei. Może przez naszą pracę prostujemy ścieżki Pana? W Bulubie nie nawracamy innowierców. Oni patrzą na nasze życie, patrzą na nasze zachowanie. To ich zachęca. Niektórzy mówią, że trzeba nam się bliżej przypatrzeć, ale są tacy, których odstręczamy, bo nie jesteśmy dla nich wystarczająco dobrzy (…). Potrzebujemy modlitwy. Lekarstwa leczą chorobę, ale nie leczą chorego. Nasi chorzy zdrowieją dzięki troskliwej pielęgnacji. Nie wiem, ilu chorych wyleczyłam lekarstwami, ilu pielęgnacją, a ilu modlitwą.
W roku 1983 we Wrocławiu, podczas XIII Wrocławskich Dni Duszpasterskich, podjęto temat miłości miłosiernej w nauczaniu papieża Jana Pawła II. Wygłoszone wówczas referaty uzupełniono i wydano w książce pt.: Miłość miłosierna pod redakcją ks. Jana Kruciny. Ks. prof. Stanisław Nagy opublikował w niej artykuł zatytułowany: „Objawienie miłości i miłosierdzia ma w dziejach człowieka jedną postać i jedno imię. Nazywa się Jezus Chrystus". (Redemptor Hominis nr 9).
Mam ochotę sparafrazować ten tytuł zaczerpnięty z papieskiej Encykliki Redemptor Hominis. To prawda, że miłość i miłosierdzie w całej pełni objawia Jezus Chrystus. Natomiast świadkowie Miłosierdzia Bożego uczą, że w historii poszczególnego człowieka miłosierdzie niejedno ma imię.
Pragnę pomóc ks. Profesorowi, może nieudolnie, w śledztwie. Mianowicie, książkę - tak mi się wydaje, że to z tego sympozjum mariawickiego - kilka dni temu miałem w ręku. Tytuł bodajże to "Orędzie miłosierdzia" (czy coś w tym guście) - nieduża objętość, bardzo marnie wydana, w takiej formie broszurowej, szczególnie, gdy chodzi o skład - nawet czcionka jest dziwaczna. Mam ją z naszej biblioteki. Bibliotekarz - Ojciec Duchowny wydobył ją skądś i mi pokazał. Nawet przewrotnie zachęcał, żebym to włączył do referatu.
Sprawa druga. Te zaskakujące zbieżności - mateczka Kozłowska, błogosławiona Faustyna. Ale trzeba pamiętać, że jest to zabór rosyjski. Kiedyś wpadła mi w ręce książeczka wydana przez kościół prawosławny w Polsce. Można ją gdzieś odnaleźć. Oto treść tej pozycji. W XIX wieku na terenie Rosji rozpowszechnione było ciekawe nabożeństwo, które polegało na "uspokojeniu duszy", na powtarzaniu całego szeregu słów, mniej więcej takich, które wzywały, przypominały o Jezusie Zbawicielu. Kiedy czytałem opis tego nabożeństwa, że od razu skojarzyłem z koronką. Ks. Sopoćko mieszkał w Wilnie. Tam prawosławnych było sporo. Czy były jakieś wpływy, wymiany doświadczeń z tej pobożności ludowej, bo to było coś w rodzaju pobożności ludowej - świeccy chodzili od wsi do wsi (tacy wędrowcy), utrzymywali się z jałmużny i propagowali to nabożeństwo - trudno powiedzieć, ale myślę, że gdyby prześledzić tak dokładnie, wyniki mogłyby być bardzo ciekawe, bo rzeczywiście zbieżność jest wielka i mógłby dojść nowy element - element ekumeniczny. To by wyjaśniało wiele.
To jest druga sprawa, a trzecia - jeszcze do określenia pojęcia "miłosierdzie". Cała encyklika jest poszukiwaniem formuły - jak to ująć? Przyznam się osobiście, że chociaż wiele lat upłynęło od tego zastanawiania się, czy Pan Bóg się zmienił, czy nie, bo miłość i miłosierdzie … (i trudno sobie wyobrazić, żeby w takich kategoriach można było dziś myśleć), to jednak trzeba tu podkreślić jeszcze jedno zagadnienie. Ważna jest tutaj analiza słowa rahamim. Ona wiele mówi. Matka pochyla się nad dzieckiem, nie nad dzieckiem, które jest złe, ale nad dzieckiem, które oczekuje pomocy. I ta wymiana jest rzeczywiście obopólna - i dla matki, i dla dziecka. A najpiękniejsze określenie, które zacytowałem, które wydaje mi się, że Ojcu świętemu się bardzo udało, to jest właśnie to: miłosierdzie jest wydobywaniem dobra spod wszelkich nawarstwień zła; dobra - że człowiek, który jest grzeszny, który jest uwikłany w różne sprawy, nie jest powiedziane, że on jest zły, tylko że zło jest pewnym nawarstwieniem, a dobro pozostaje do końca. To jest najpiękniejsze, najbardziej optymistyczne widzenie człowieka w antropologii, jakie może być. To właśnie ukazuje omawiana encyklika.
Ta wędrówka obrazu Jezusa Miłosiernego trwa. I w diecezji łowickiej również jest peregrynacja. I również w słonecznej Italii. Obraz będzie wędrował po całych Włoszech i wędruje aż do 2000 roku. Również w Brazylii, w innych krajach jest podobna sytuacja. Pan Jezus nieustannie się "trudzi". Słuchając tych myśli o Marii Kozłowskiej, przypominałem sobie też, że w tym czasie jest to coraz bardziej powszechne dochodzenie do głosu prawdy o miłosierdziu, jak choćby - Consolata Benigna. Consolata i u Józefy Menéndez, wprawdzie jest tu mowa o Serce Bożym, ale tam jest także cała pieśń o miłosierdziu, ale to jest cały czas nawet u świętych, błogosławionych z tego czasu. Ta prawda dochodzi do głosu poprzez objawienia Jezusa Chrystusa. I to jest bardzo charakterystyczne. I to co mówimy o pojęciu miłosierdzia, to w omawianej encyklice Jana Pawła II również i to jest sformułowanie. Mianowicie, nie tylko pochylenie się nad nędzą. (Nie zapomnę, jak byliśmy wtedy w seminarium i u ks. prof. Antoniego Słomkowskiego zaplanowałem pracę seminaryjną i tytuł wymyśliłem naprawdę na miarę miłosierdzia Bożego, mianowicie „Miłosierdzie Boże na tle epoki”. Ks. profesor Słomkowski chwycił się za głowę: „Jezus, Maryja, proszę księży, proszę księdza” - potem do mnie się zwrócił - „20 lat pracy, 40 bibliotek” i sprowadził mnie na ziemię. Otrzymałem nowy temat pracy seminaryjnej: „Pojecie miłosierdzia Bożego u świętego Tomasza” i to jeszcze w pewnej kwestii takiej punktu 1, numer 2. I wtedy zrozumiałem - i ks. Słomkowski też wyznawał zasadę, jako tomista - że u Tomasza stworzenie, dzieło stworzenia jest dziełem miłości, a nie miłosierdzia, ale jest u Tomasza takie sformułowanie, że w tym najszerszym znaczeniu, brak istnienia jest największym brakiem i stąd nawet dzieło stworzenia jest przypisywane miłosierdziu Bożemu. To też są te różne poszukiwania.)
Ale w encyklice to zdanie, które mi pomaga naprawdę żyć, mianowicie tak brzmi: „W tym świecie uwikłanym w wielorakie zło, które również dotyka nas, istnieje potężniejsza miłość. Uwierzyć w tę miłość, znaczy uwierzyć w miłosierdzie.” I również ten problem dawcy miłosierdzia, biorcy - jest znakomicie ujęte w utworze „Brat naszego Boga”. A był pisany ów dramat w latach 1945 - 1950. I tam wyłania się problem brata Alberta. Kiedy poszedł on z tymi paniami w wielkich kapeluszach i z bułeczkami, i kiełbaskami i usłyszał wtedy słowa: „Jeżeli chcesz im pomóc, to musisz być jednym z nich. To na zasadzie, że będziesz dziadem, ale nie będziesz dotykał w ich godność.” I stąd całe zagadnienie miłosierdzia, nie „co”, ale „jak” - jak dotykasz człowieka w jego godności. Tu problem godności w miłosierdziu jest przewspaniale ujęty w encyklice Jana Pawła II.
I jeszcze jedno, gdy chodzi o Ostrą Bramę, to w wspaniałej książce ostatnio napisanej przez p. Grzegorczyka, młodego dziennikarza, zatytułowanej „Każda dusza. Inny świat” (Jan Grzegorczyk, „Każda dusza to inny świat”, W drodze, 1998) - jest to jedna z piękniejszych książek o miłosierdziu, o siostrach, o ks. Sopoćce - jest tam zanotowane, że obraz Miłosierdzia Bożego (bo ja też tak głosiłem) był zawieszony za pozwoleniem abp. Jałbrzykowskiego. W tym czasie jednak abp. nie było w Wilnie, a ks. Sopoćko w Ostrej Bramie miał mieć rekolekcje i swojemu koledze księdzu powiedział, że wygłosi rekolekcje, jeżeli się zgodzi, że obraz Miłosierdzia Bożego na krótki ten czas będzie powieszony. I był w tym czasie zawieszony obraz Miłosierdzia Bożego.
Bo z Miłosierdziem Bożym, to jest tak, jak mnie się kiedyś taka starsza pani przed laty zapytała: „A jak się ojciec czuje?” A ja zawsze odpowiadam: „Jezu, ufam Tobie”. A ona odpowiada: „To już tak źle?” Więc to nie jest tak. Właśnie, to nie jest tak. Nie jest tylko wtedy, gdy tak jest źle, ale również jest wtedy, gdy jest dobrze.
Ojciec Święty Jan Paweł II w przemówieniu do Korpusu
Dyplomatycznego na Watykanie (dnia 11 stycznia 1999 r.; w wersji radia watykańskiego):
Jeszcze nigdy świat nie był tak zjednoczony jednością norm moralnych, paktów i wzajemnych układów…
====================================================
Iz 63, 15-19 |
---|
15. Spojrzyj z nieba i patrz z Twej stolicy,
Tyś, Panie, naszym Ojcem,
|
Modlitwa „Ojcze nasz”, darem Bożego miłosierdzia
15. Spojrzyj z nieba i patrz z Twej stolicy, Świętej i wspaniałej! Gdzie Twoja zazdrosna miłość i Twoja potęga? Gdzie poruszenie Twych uczuć? Miłosierdzia Twego nie powstrzymuj, proszę: 16. Boś Ty naszym Ojcem! (…) Tyś, Panie, naszym Ojcem,
======================= |
Wpisaliśmy życie nasze w Jego Posłannictwo - i odtąd podpisujemy nasze modlitwy, prace, cierpienie Jego Nazwiskiem. Idąc śladami Ojca i Założyciela, kształtujemy również swoje powołanie w bliskości Mistrza.
Słowa Autora książki:" Od nicości do pełni w Bogu" ks. Francesco Amoroso - są dla mnie zachętą i wezwaniem do pochylenia się nad obecnością Miłosiernego Boga w życiu Wincentego Pallottiego.
Ks. Francesco Amoroso pisze: " Niech mi będzie wolno złożyło oświadczenie, że po łasce otrzymanego życia i poznania Chrystusa Pana, największym dla mnie darem Bożym jest łaska poznania świętego Wincentego i to, że mogłem uważnie przyglądać się mu źródłem największej radości. Skończyłem - pisze Autor. Teraz kolej na Ciebie, Bracie czy Siostro. Szczęśliwej drogi; długiej, długiej drogi na skrzydłach świętego Wincentego!
Ta droga dla wszystkich nas rozpoczęła się w Nowicjacie, dla niektórych jeszcze wcześniej. Wciąż nią idziemy. Moja refleksja wygłaszana w dzień naszego Założyciela jest nieudolnym zachwytem, ale na pewno wyrazem bezgranicznej wdzięczności Bogu za to, że jestem Palotynem. Ks. Hans Wallhof SAC pisząc o Wincentym Pallotim - powiada: "że święci są Bożymi tkaczami w bezbożnym świecie pukającymi do drzwi wieczności w tym przemijającym świecie. Jeśli zbierze się to wszystko co uczynili, wycierpieli omodlili - kim byli i są? To powstaje obraz człowieka, który, nakreślił Bóg. Pallotti podpisał ten obraz, kreślony przez Boga: "Całe moje życie jest nieustannym cudem Bożego Miłosierdzia" (349).
Zafascynował Go Bóg nieskończony. Bóg nieskończonej Miłości i Miłosierdzia. Dlatego mówić o Miłosierdziu Bożym u św. Wincentego Pallottiego znaczy mówić o świecie Jego pragnień, myśli, słów, pismach, pracy duszpasterskiej, pracy naukowej, cierpieniach, śmierci. Wszystko jest nie tylko ogarnięte miłosierdziem ale wypływa z niego, ze źródła.
Jak nazwać program życia naszego ojca jeśli nie miłosierdziem. "Chciałbym stać się pokarmem, by nasycić głodnych; odzieżą, by przyodziać nagich; napojem, by orzeźwić spragnionych … niosącym zdrowie lekiem, by zaradzić niemocy chorych … światłem dla oświecenia niewidomych na duchu i ciele, życiem, by wszystkie martwe stworzenia na nowo powołać do życia łaski Bożej".
Otwierając całe Swoje życie na obecność Żywego Boga, Pallotti również i innym ludziom podaje wskazanie: "Szukaj Boga, a znajdziesz Go wszędzie. Szukaj Go w każdym czasie, a znajdziesz zawsze".
Życie swoje, które przeżywał jako pielgrzymowanie do Domu Ojca - odczytywał jako upodobnienie się do Chrystusa i pragnął żyć na co dzień Jego miłosierdziem.
Od Boga pochodzi wszystko - wszystko jest Darem. Świat zewnętrzny, bogactwo duchowe dzieło stworzenia, odkupienia, Kościół. Sposoby okazywania miłosierdzia święty Wincenty nazywa "miłościwymi wynalazkami". Przypomina, że przyjęcie Ewangelii Miłosierdzia nakłada na człowieka brzemię odpowiedzialności: poznawania, posłuszeństwa, głoszenia przyjętej prawdy.
W dziele poświęconym specjalnej Miłości miłosiernej - pisanym pod koniec ziemskiego życia przypomina: "My katolicy winniśmy odczuwać potrzebę poznawania i przypominania w świetle wiary miłości nieskończonej i miłosierdzia nieskończonego, z jakim nas Bóg stworzył i zachowuje, z jaki odkupił i uświęcił. "Pallotti był przeniknięty świadomością, dawał temu świadectwo we wszystkich miejscach, w każdym czasie, że bardziej niż powietrze, chleb, lekarstwo potrzebne człowiekowi jest Boże Miłosierdzie. Poprzez wszystkie wydarzenia, zawirowania, cierpienia, trudności, również od swoich współbraci ale radości przebija jedno: Bóg jest miłosierny a inicjatywa miłości należy do Niego. Pallotti czyni wszystko co jest w mocy ludzkiej aby jak najbardziej przybliżyć się do Chrystusa wychodzącego ku biednym, zagubionym grzesznikom. Wpatruje się w krzyż. Chrystus cierpiący przemawia w sposób szczególny do Wincentego Pallottiego. Krzyż wyłania się z samej głębi tej miłości, jaka człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boże został obdarzony. Rozważanie męki Pańskiej, solidarność z Chrystusem ukrzyżowanym jest przejmująca w życiu Pallottiego. Założyciel nasz oddając Chrystusowi siebie, a w sobie cały widzialny świat, wszystkich ludzi - płaci każdą cenę, aby każdy człowiek stał się na powrót uczestnikiem Bożego życia i odzyskał utraconą godność dziecka Bożego . Wpatrując się w Jezusa ukrzyżowanego - Pallotti widział Ojca bogatego w Miłosierdzie, który posłał Syna swego. Rozważanie męki Pańskiej było dla Wincentego Pallottiego motywem życia i nadziei. Stąd czerpał entuzjazm apostolski i niegasnący optymizm, że pomimo zła które jest w świecie, w człowieku istnieje większa miłość i że ta miłość ma blask miłosierdzia gdy pochyla się nad nędzą człowieka i wyprowadza go z ciemności ku światłu nowego życia. Razem z Chrystusem miłosiernym pochyla się Apostoł Rzymu nad każdym człowiekiem, nad tym, co człowiek - zwłaszcza w chwilach trudnych i bolesnych - nazywa swoim losem. Łatwiej wyliczyć gdzie Pallotti nie był i czego nie robił - niż to co było terenem jego miłosiernej posługi. Całe życie św. Wincentego było niejako miejscem doświadczenia Chrystusa i ofiarowywania tegoż miłosierdzia innym.
"Miłość nieskończona jaką mnie kochasz od wieczności - wyznaje święty - zmusza Cię dobrowolnie i miłosiernie do mnie, abyś pozostał ze mną i abyś uczynił mnie jedno z Tobą".
Dla Pallottiego Miłosierdzie Boże jest wielkie - jak Bóg sam. Ponieważ Bóg jest nieskończony Jego Miłosierdzie jest nieskończone. Według niego wierzyć w Boga to przede wszystkim wierzyć w Jego nieskończone Miłosierdzie "z jakim Bóg stworzył nas, zachowuje zbawia i uświęca". Według Pallottiego nieskończenie miłosierne są wszystkie Boże przymioty. To sprawia, że święty do Istoty Nieskończonego Miłosierdzia. Zwrotem "Nieskończone Miłosierdzie" pozdrawia adresatów swoich listów. Podejmuje służbę w różnych Dziełach czy pisząc Reguły świętych ustroni np.: reguły dla Domu Miłosierdzia przy Sant Agata - wie "że Bóg w swoim nieskończonym miłosierdziu dał mi poznać co mam pisać. Dzięki przyczynie Matki Miłosierdzia jestem zdobywcą Miłosierdzia Bożego". Zwraca się z prośbą do księży i sióstr zakonnych do współpracowników świeckich: "proście nieustannie o nieskończony potop miłosierdzia Bożego dla mnie".
Nie tylko słowem pisanym głosił Nasz założyciel wielkość Miłosierdzia Bożego, czynił to w znacznie większym stopniu słowem żywym, jako kaznodzieja rekolekcjonista i spowiednik. Na początku nauk rekolekcyjnych podkreśla :niewysłowione Miłosierdzie Boże przejawiające się w wezwaniu na rekolekcje. Jak czytamy w aktach procesu beatyfikacyjno - kanonizacyjnego, że w kazaniach "najczęściej mówił na temat miłosiernej miłości Bożej, temat ten był dlań najmilszy"
Przez wiele lat słuchacz kazań Pallottiego Wincenty Gori - powiada: "Z ust Jego płynęło słowo o miłosierdziu Bożym, słowo, dorównujące we formie ojcom i pisarzom świętym, gdyż starał się unikać wszelkich słów nieodpowiednich, oraz słów wyszukanych, którymi szafuje się w głoszeniu słowa Bożego".
Nie było prawie żadnego domu rekolekcyjnego, gdzie by nie był słyszany głos wielebnego sługi bożego, dźwięk jego docierał daleko przyległych okolic i miejscowości. Ukazywanie człowiekowi nieskończonego Miłosierdzia Bożego gotowego zawsze przebaczać wyrządzone zniewagi spieszyć z pomocą, pociągało człowieka, rodziło w nim ufność i przynosiło zbawienne skutki.
Pallotti naśladujący Chrystusa znał dobrze duszę człowieka, zdawał sobie sprawę, że właśnie na potrzeby serca ludzkiego, ale i ze względu na potrzebę chwili obecnej czas zamętu, prześladowania - należy mówić: "Błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa - Ojciec miłosierdzia i Bóg wielkiego pocieszenia, który pociesza nas wszelkim naszym utrapieniu".
Był poszukiwanym spowiednikiem, kierownikiem duchowym, był więźniem konfesjonału - a spowiadali się u niego: Papieże, kardynałowie, możni tego świata, chorzy, dzieci, żołnierze i skazańcy. Światłem, które towarzyszy przez całe życie Pallottiemu jest bezgraniczne zaufanie Miłosierdziu Bożemu. Albowiem kto żyje pełnią nadziei - ten nie przestaje całym swym życiem i we wszystkich sytuacjach śpiewać hymn pochwalny na cześć miłosierdzia Bożego.
Pallotti żyje głęboką ufnością, również wtedy gdy coraz lepiej poznawał swoją nędzę, rosła w nim wdzięczność i pokój serca: "żywię bardzo wielka ufność, ze Bóg przez swoją nieskończoną dobroć i przez współczucie dla mojej nędzy nie opuści mnie nigdy".
Apostoł Rzymu, raz zaufawszy miłosierdziu Bożemu, nie cofnie się już nigdy, chociaż będzie musiał wiele razy jak Abraham wbrew nadziei uwierzyć nadziei. Ufność jest dal niego "pokarmem duszy". Jest przekonany, że jako "najnędzniejsze stworzenie" jest najwłaściwszym podmiotem działania miłosierdzia Bożego". Poczucie nędzy nie paraliżuje go, nie gasi zapału, gorliwość wręcz przeciwnie jest wezwaniem do przekraczania małości - czyni to mocą bezgranicznego zawierzenia miłosierdziu Bożemu. Dlatego wierzy mocno, że to miłosierdzie zniszczy cała jego nędzę i nasyci wszystkimi darami głód jego pragnień oraz przemieni w Jezusa Chrystusa. Stąd nie ma ceny, której by nie zapłacił, nie ma przeszkód których by nie pokonał a oddając się na służbę Miłosiernemu Bogu, aby ratować człowieka i świat przed zatraceniem wiecznym.
Doświadczając na sobie błogosławionych skutków zaufania miłosierdziu Bożemu, tę nadzieję położył u podstaw swojego dzieła Apostolstwa Katolickiego. Jest przekonany, że tego domaga się od niego sam Bóg: "Boże mój, Miłosierdzie moje powołujesz mnie, aby wszelkie dzieła zmierzające do Twojej chwały i zbawienia dusz rozpowszechnić po całym świecie, aż do skończenia wieków i to w ramach Świętego zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. - powołujesz mnie tylko jako najwspanialszą zdobycz Twego miłosierdzia". Na spotkanie ludzi i wydarzeń, które mają miejsce w Kościele i w świecie idzie pełen pokoju. Wyznaje w dzienniczku duszy: "Bóg usunął wszelką wątpliwość z umysłu mojego i wszelki lęk z mego serca, a ugruntował mnie w ufności i pewności co do udziału we wszystkich łaskach i zmiłowaniach, darach i przemianach Bożych".
Wprawdzie całe życie św. Wincentego układało się jak już mówiliśmy w świetle Bożego miłosierdzia są jednak dwa okresy w których świadomość miłosierdzia Bożego ogarniała go w sposób szczególny.
W pierwszym, który wypadł na rok 1839 i kilka lat najbliższych. Zagrożony śmiertelną chorobą znękany różnymi trudnościami i przeszkodami w realizacji swego umiłowanego dzieła życiowego - Apostolstwa Katolickiego, "zanurza się w oceanie miłosierdzia Bożego". Ono go przekształca, przemienia, jest jego osobistym przeżyciem. On sam staje się "Cudem" miłosierdzia Bożego. Dokonał się ten przełom w czasie rekolekcji odprawianych w Camaldoli w dniach od 10 do 17 lipca 1839 r. Historyczno literackim dokumentem tych przeżyć są notatki osobiste pod tytułem: Triumf Miłosierdzia Bożego, a w nim świadectwa jego przeżyć wewnętrznych i współpracy z Bożym Miłosierdziem jak: Confiteor, Akt ofiarowania, Magnificat za cud Miłosierdzia i wiele innych, których tu nie sposób wymienić.
Drugi okres nasilonych przeżyć i potrzeby miłosierdzia Bożego przypada na lata 1846 - 1849, na czas niespokojny, pełen rewolucyjnych wstrząsów. Pallotti staje się wówczas świadkiem i Apostołem ufności w Boże Miłosierdzie. Widzi w nim środek ocalenia dla Kościoła i swojego Zgromadzenia. Ta nadzieja promieniuje … dociera do Polski. Ks. prof. Alojzy Hassa badając genezę Bractwa Miłosierdzia Bożego w Krakowie o którym pisał on 22 listopada 1848 roku w gazecie Krakowskiej, zastanawia się "czy kierownik duchowy, tak znany w Rzymie właśnie w tym czasie jako głoszący wszystkim ufność w Boże Miłosierdzie nie wpłynęło na powstanie dokumentu podpisanego przez Papieża Piusa IX. Inicjatorką tego dokumentu jak i bractwa, które miało spieszyć pomocą modlitewna nieszczęśliwej ojczyźnie była pewna Polka.
Warto o tym pamiętać w perspektywie posłannictwa siostry Faustyny, która żyła, umarła w Krakowie. Stąd wyszło na świat orędzie Bożego Miłosierdzia na cały świat. Również fakt, że to nabożeństwo i apostolstwo Miłosierdzia jest tak bardzo wpisane w charyzmat i praktykę Pallotynów nie tylko na polskiej ziemi - jest dla nas darem ale i zobowiązaniem. Widzenie potrzeb i wielkiego cierpienia rodziny ludzkiej sprawiało, że sam Pallotti powierzał życie swoje Bożemu Miłosierdziu i w Nim zanurzał cały świat. W sposób niestrudzony przekazywał wszystkim duchownym i świeckim katolikom tę troskę wyzwolenia całego świata od zła zwłaszcza moralnego i przemienienie go w Królestwo Boże. Czynił to przez modlitwę cierpienia, różne inicjatywy. Doskonała ufność w miłosierdzie Boga jest przywilejem tych, którzy najbardziej zbliżyli się do Świętości Boga. Oni widzą własną niedoskonałość, grzeszność, uważają się za najdalszych od niej. Jednak porwani niezasłużoną rzeczywistością udzielanego im przebaczenia - otrzymawszy dar miłosierdzia stają się miłosierni dla innych ludzi. Głęboka pewność świętego, że jest "cudem" Bożego miłosierdzia to nie jest owoc metafizycznych rozumowań, ale owoc głębokiego mistycznego zjednoczenia z Bogiem, wymodlonego i okupionego Miłosierdzia Bożego. Jest dla Pallottiego prawdą egzystencjalną, kształtującego całą jego osobowość i życie, świat uczuć, pragnień, zamierzeń i czynów.
Jest Świadectwem ewangelicznego nakazu: "Bądźcie miłosierni jak Ojciec wasz jest miłosierny" (Łk 6,36). Miłosierdzie Boże jest wpisane w charyzmat naszego założyciela a nie w życie nas wszystkich, którzy wołamy do Niego Ojcze.
„Wszystko ma swój czas i na wszystko pod słońcem jest wyznaczona godzina”. To słowa mędrca Koheleta. Nie trzeba z nimi dyskutować! A dziś zauważamy, że trzeba się bardzo spieszyć, żeby być w zgodzie z faktami, kalendarzami, zegarkami, żeby nadążyć, żeby nie przegrać wyścigu z czasem. Człowiek więc pędzi, a wreszcie siada nad kalendarzem i stwierdza, że czas chyba coraz szybciej biegnie; im bliżej starości, tym szybciej. A ślady przeżytych faktów, wysiłków i nadziei zostają naznaczone doświadczeniem, że tu na ziemi nic nie ma trwałego, że czas, ów tajemniczy mocarz, kruszy wszystko. Człowiek boleśnie widzi, że dzieje się tak, jak to poetycko wyraził ks. Jan Twardowski, „… że ciemność kapie z zegarka jak z rany, że czas zmarnowany i stale za krótki każdą miłość zamienia na drobne…”.
Francuski pisarz katolicki Gilbert Cesbron napisał, że „czas odbarwi nam twarz, odbierze jej jędrność … - czas zatruwa studnie”. Zjawisko czasu stało się przedmiotem refleksji i naukowych dociekań. Naukowcy traktują czas jako zjawisko empiryczne… filozofowie rozmyślają nad jego istotą… teolodzy zastanawiają się nad miejscem i wartością czasu w historii zbawienia… Czas leci, wszystko mija, człowiek się starzeje - ale to wszystko ku czemuś zmierza… Jak stwierdza Y. Congar: „To wszystko, co mnie otacza - mnie poprzedziło i mnie przeżyje - żyję w pozycji ukrzyżowania miedzy czasem i wiecznością, która wraz ze mną kroczy!”
Nasz czas zatem znajduje się w ręku Miłosiernego Boga - jest czasem Miłosierdzia Bożego. Każdemu bowiem człowiekowi został przez Boga miłości dany przebogaty dar ziemskiego czasu. Jak zwykł powtarzać św. Wincenty Pallotti - „czas kryje w sobie drogocenną perłę wieczności”. Zachęcając siebie i innych do dobrego wykorzystania czasu Pallotti powtarzał: „Czas to cena wieczności”. Podczas tego sympozjum jak bumerang wracało stwierdzenie „czas Miłosierdzia Bożego”… zakotwiczone w słowach Chrystusa Miłosiernego: „Podaję ludziom naczynie, z którym mają przychodzić po łaski do źródła miłosierdzia. Tym naczyniem jest ten obraz z podpisem: "Jezu, ufam Tobie" … Daję im ostatnią deskę ratunku. Jeżeli nie uwielbią Miłosierdzia Mojego, zginą na wieki...”
Św. Wincenty Pallotti w czas swojego życia i posługiwania, w tę cenę wieczności wpisuje hymn o Bożym Miłosierdziu. Całe życie Pallottiego było pieśnią o Bożym Miłosierdziu: „Boże mój, jestem niegodny wszelkich darów i wszystkich łask, wszelako Ty wszystkiego użyczasz mi w swym nieskończonym miłosierdziu” - oto słowa Pallottiego - Neoprezbitera, wypowiedziane w 1818 roku, tuż po otrzymaniu święceń kapłańskich. Tak było na początku drogi - nie inaczej mówi pod koniec swego bolesnego pielgrzymowania. Prosi: „Módlcie się za mnie, abym umarł śmiercią błogosławionych i doszedł do nieba, by wychwalać zmiłowania Boże, a to tylko dzięki miłosierdziu Bożemu…”.
Nie dziwi nas zatem fakt, że do głównych, naczelnych pragnień Pallottiego - po jego przeżyciu wielkości Boga jako Nieskończonego Miłosierdzia, doświadczenia Boga, zachwytu Bogiem - było pragnienie, aby to Miłosierdzie, którego on doznał, ogarnęło każdego człowieka, aby każdy tego miłosierdzia doświadczył. Czego on nie dokonał w swoim krótkim czasie, nad podziw wiele. Pragnął także zmobilizować wszystkich gorliwych wyznawców Chrystusa, aby Miłosierdzie Boże rozlało się na cały świat. Określając cele założonego przez siebie Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego podkreśla Pallotti, że sprowadzają się one ostatecznie do pełnienia wszystkich dzieł miłości i miłosierdzia, tak co duszy, jak i do ciała. Zjednoczenie więc pojęte jest jako dzieło uniwersalnego miłosierdzia, do którego uczestnictwa i szafarstwa wezwani są wszyscy.
Pallotyn chcąc być wiernym synem duchowym Założyciela nie może być obojętnym wobec prawdy o Bogu Miłosiernym, wszak jest to posłannictwo dla całego świata. Z dumą możemy powiedzieć, że Polscy Pallotyni od początku swoich dziejów na ziemiach polskich byli gorliwymi orędownikami Bożego Miłosierdzia. Warto w tym miejscu wspomnieć trudne dzieje kultu Bożego Miłosierdzia, gdy Pallotyni stali wiernie przy Bożym Miłosierdziu i poprzez sympozja - ogromna zasługa ołtarzewskich profesorów - angażowali się całkowicie w pogłębianie i wypracowywanie autentycznego kultu Chrystusa Miłosiernego. Świadczy o tym także "Dolina Miłosierdzia" wraz z obrazem Miłosierdzia Bożego, który nigdy nie był zdjęty z głównego ołtarza. Wielki jest też ruch czcicieli Miłosierdzia Bożego, związany z Doliną Miłosierdzia, a także wiele wspólnot należących do dziś do ZAK. O zaangażowaniu w Miłosierdzie Boże świadczy Kościół pomnik ku czci Miłosierdzia Bożego /Ożarów Mazowiecki/ a także dzwon ołtarzewski nazwany Miłosierdzie Boże, który w ciemnych czasach stalinizmu przyzywał Miłosierdzia Bożego i ołtarz Miłosierdzia Bożego w kościele seminaryjnym w Ołtarzewie - przypominający zasadniczy rys duchowości przyszłego kapłana - pallotyna itp.
Świat - jak często przypomina Ojciec święty Jan Paweł II - potrzebuje Bożego Miłosierdzia; w Miłosierdziu jest jego ocalenie: „Podaję ludziom naczynie, z którym mają przychodzić po łaski do źródła miłosierdzia. Tym naczyniem jest ten obraz z podpisem: 'Jezu, ufam Tobie' ... Daję im ostatnią deskę ratunku. Jeżeli nie uwielbią Miłosierdzia Mojego, zginą na wieki...”
Stąd, Kochani Alumni, ten wspaniały Ołtarzewski Wieczernik - na wzór Św. Wincentego Pallottiego - winien być szkoła Miłosierdzia Bożego. Śladami Pallottiego i wielkich Pallotynów macie stać się Apostołami Bożego Miłosierdzia, gdyż w głoszeniu Miłosierdzia Bożego kapłani mają ogromną rolę: „Pragnę - mówi Jezus do bł. s. Faustyny - aby kapłani głosili to wielkie Miłosierdzie Moje względem dusz grzesznych", "Powiedz moim kapłanom - czytamy w „Dzienniczku” - że zatwardziali grzesznicy kruszyć się będą pod ich słowami, kiedy mówić będą o niezgłębionym Miłosierdziu Moim … Kapłanom, którzy głosić będą i wysławiać Miłosierdzie Moje, dam moc przedziwną i namaszczę ich słowa i poruszą serca, do których przemawiać będą” /1521/.
Dlatego nasza Prowincja w przededniu roku Boga Ojca Miłosierdzia -
13listopada 1998 roku powierzyła się Miłosierdziu Bożemu przed obliczem Bożego
Miłosierdzia w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w pobliskim Ożarowie. Miłosierdziu Bożemu zawierzyliśmy Nowicjat i Wyższe Seminarium Duchowne.
Pamiętajcie sercem o tym wydarzeniu i o tym zadaniu na progu Trzeciego Tysiąclecia.
Także i ty, drogi Alumnie Stanisławie, który za chwilę wypowiesz jedne z piękniejszych słów i czynów, jakie człowiek na ziemi może dokonać - słów konsekracji wiecznej: „oddaję, poświęcam i składam w ofierze całego siebie” zobowiązujesz się do naśladowania Jezusa Chrystusa czystego, ubogiego, posłusznego, ale i bogatego w Miłosierdzie. Poprzez konsekracji podejmujesz całe pallotyńskie dziedzictwo, a więc i to zobowiązujące do tego, by całe Twoje życie na wzór św. W. Pallottiego, wspaniałych Pallotynów (ks. Stanisława Wierzbicy, Częstochowskich i Ołtarzewskich Współbraci) ma być w służbie Bożemu Miłosierdziu. Masz tę szczególną łaskę, że swoją konsekrację wieczną składasz w blasku sympozjum o Bożym Miłosierdziu, w uroczystość św. Wincentego Pallottiego - apostoła nieskończonej Miłości i Miłosierdzia Boga, w roku Boga Ojca - bogatego w Miłosierdzie i w roku gdy Ojciec święty Jan Paweł II wyniesie do chwały Błogosławionych dwóch pallotynów polskiej ziemi - ks. Józefa Stanka i ks. Józefa Jankowskiego, którzy ofiarą męczeńskiego życia dali wspaniałe świadectwo, że warto dla jednej miłości żyć.
Kończąc to wielkie przeżycie powiedzmy: Trzecie Tysiąclecie albo będzie czasem Miłosierdzia Bożego, albo go wcale nie będzie! Niech więc w naszym życiu rozbrzmiewa stale pieśń: "Jezu, ufam Tobie". Amen
Biblijne dzieje człowieka to dzieje poznawania ludzkiej słabości i niewierności i dzieje odkrywania miłosierdzia Bożego. Już cały Stary Testament ukazuje Boga, który z miłości stwarza człowieka i prowadzi go, by dać mu udział w swym życiu, i człowieka, który poza Bogiem, na swoich drogach, próbuje szukać swej samorealizacji.
Tę prawdę ukazuje w jeszcze pełniejszy sposób Nowy Testament, a w nim - w piękny,
plastyczny sposób - perła nauki o Bożym Miłosierdziu,
Ewangeliczna przypowieść o Miłosiernym Ojcu. Trzy są postaci, które przedstawia nam
tekst i wszystkie one uczą nas o Bogu i o człowieku. Bo jasny jest tu zamysł Chrystusa,
a za nim ewangelisty:
Miłosierny Ojciec to miłosierny Bóg, a dwaj synowie to różne
ludzkie postawy.
Czego oczekują te trzy osoby, jakie są ich pragnienia i dążenia?
Jest postacią najobszerniej opisaną w przypowieści. Wierzy w to, że sam ułoży i zorganizuje swoje życie. Dlatego mówi: Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada. Oczekuje, że otrzyma wszystko, sam nie chcąc dać niczego. Życie jest dla niego braniem i chce je przeżyć łatwo i dobrze się bawiąc. Chce żyć, sam decydując o wszystkim i pewnością nie chce żyć w miejscu, w którym się znajduje. Swoje szczęście, możliwość swej realizacji, sens swego życia widzi gdzie indziej, daleko, "w dalekich stronach" - jak mówi ewangelia.
I od Ojca - Boga otrzymuje wolność takiego wyboru - część dziedzictwa.
Lecz po pewnym czasie ten syn nie ma nic, bowiem:
… zebrawszy wszystko odjechał w dalekie
strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał nastał
ciężki głód w owej krainie i on
sam zaczął cierpieć niedostatek. /…/. Pragnął on napełnić swój żołądek
strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał.
Oczekuje w tej chwili już tak mało, tych symbolicznych "strąków, którymi żywiły się świnie". Chce w tej chwili budować swoje życie wg innych, nowych, lecz ciągle swoich kryteriów, i nie myśli jeszcze, że ważne jest również miejsce, w którym się znajduje. A jeszcze nie jest na swoim miejscu; stracił wszystko co miał, a nie myśli jeszcze, że jego miejsce jest u ojca, że najważniejszym darem, jaki zagubił jest właśnie mieszkanie w domu Ojca.
I dopiero wtedy - gdy dosięga dna swego upokorzenia - przychodzi chwila, w której postanawia wrócić. Niczego wtedy już nie ma, ale oczekuje także bardzo mało. Po raz drugi zwraca się do Ojca i mówi:
Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem Ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników.
Nie śmie już nic oczekiwać. Z syna - dziedzica staje się z
własnej woli sługą. Chce w tej chwili coś dać a nie tylko brać. Utracił wszystko i
nie ma nadziei na odzyskanie tego. Chce jednego, ale tego najważniejszego - być w domu
Ojca.
Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu;
ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak
wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś
zabić dla niego utuczone cielę.
Oczekuje niewiele. Pracuje, widzi swoje miejsce przy ojcu, jest we właściwym miejscu, ale nie wie dlaczego. Pozostaje w domu Ojca ale Ojca nie rozumie. Nie docenia dobrodziejstwa bycia w domu Ojca.
Oczekuje sprawiedliwości. Nie liczy się dobro brata, lecz
sprawiedliwość. Może tylko sprawiedliwość dla sprawiedliwości, a może raczej
sprawiedliwość dla zemsty. Bo on sam nie jest sprawiedliwy. Mówi: oto twój syn
roztrwonił twój majątek z nierządnicami, a Ewangelia tylko, że żył rozrzutnie.
Nie widzi swego brata i nie nazywa go swoim bratem. W rozmowie z Ojcem mówi: ten
twój syn.
Oczekuje dobra synów, chce, by synowie stali się w pełni ludźmi.
Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się.
Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął a odnalazł się.
Oto Ojciec miłosierny - oto Bóg miłosierny. Bóg pochyla się nad
ludzką nędzą, ludzkim grzechem, ludzkim ograniczeniem, ludzką niedojrzałością.
Takie są ludzkie potrzeby, które potrzebują bożego światła i bożego miłosierdzia.
Uwielbiajmy je i prośmy, by cały świat potrafił z niego korzystać.
W roku 1949 na zebraniu prowincjalnym Księży Pallotynów na wniosek ks. Stanisława Czapli postanowiono wznieść świątynię, która będzie wotum wdzięczności Bogu Miłosiernemu za ocalenie narodu Polskiego i Polskiej prowincji Księży Pallotynów z nawałnicy II wojny światowej. Przez wiele lat szukano miejsca gdzie można było by zrealizować to postanowienie. Myślano o Częstochowie z racji rozwijanego na dolinie miłosierdzia kultu. Z czasem wydawało się, że świątynia powstanie w parafii prowadzonej przez księży Pallotynów przy ulicy Przybyszewskiego w Poznaniu. Jednak gdy w roku 1971 roku Jego Eminencja Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński, ówczesny Prymas Polski, na stałe przekazał ożarowską parafię Stowarzyszeniu Apostolstwa Katolickiego, oczywistym stało się, że świątynia, która tutaj powstanie będzie oczekiwanym przez wiele lat wotum wdzięczności. Już w 9 lat później odbyła się uroczystość położenia kamienia węgielnego poświęconego przez Papieża Pawła VI. Zaś w roku 1985 przygotowany do pełnienia funkcji liturgicznych i konsekrowany Kościół dolny a w roku 1989 Kościół górny.
Dnia 06.06.1977r. ks. Prymas kardynał Józef Glemp podniósł Kościół pod wezwaniem Miłosierdzia Bożego do rangi Sanktuarium. W tym roku w święto Miłosierdzia Bożego wyruszył z naszego Sanktuarium Obraz by nawiedzać wszystkie parafie archidiecezji. Nawiedzenie przynosi wiele owoców. Miłosierdzie to recepta na ratunek dla świata.
Aktualnie kult Miłosierdzia Bożego jest rozwijany przez podjęcie szeroko rozumianego wezwania do modlitwy oraz przez budzenie świadomości i ufności w nieskończone Miłosierdzie Boga. Trzynasty każdego miesiąca jest dniem miłosierdzia. Modlitwy są przedstawiane Bogu Ojcu Miłosierdzia w ramach Miesięcznych Dni Miłosierdzia. W codziennych nabożeństwach ogarniamy modlitwą tych szczególnie, którzy potrzebują Bożego Miłosierdzia, ludzi żyjących w nałogach, i w grzechu. Odmawiając codziennie koronkę do Miłosierdzia Bożego w zorganizowanych grupach modlitewnych przedstawiamy Bogu Intencje Kościoła i Papieża. Zewnętrznym wyrazem kultu są wota, palące się nieustannie świece, działalność wydawnicza oraz pielgrzymi coraz częściej nawiedzający Sanktuarium. Głosimy im katechezy o Chrystusie objawiającym się dzisiaj w świecie w czynach miłosierdzia i przebaczenia, proponujemy konkretne włączanie się w pełnienie dzieł miłosierdzia oraz modlitwę.
Realizacja miłosierdzia polega na wspólnym doświadczaniu tego dobra, jakim jest człowiek i wyjściu naprzeciw jego pragnieniom, staramy się organizować potrzebne środki oraz uwrażliwiać na pełnienie aktów miłości miłosiernej.
Miłosierna miłość już ze swej istoty jest miłością pełną dynamizmu, jest siłą, która jednoczy i dźwiga. Wychodząc naprzeciw tak pojętej miłości Boga do człowieka podejmujemy:
Czuwanie modlitewne które rozpoczynamy w imię jedności na modlitwie
niech posłuży przywracaniu godności dziecka bożego, i budowaniu wzajemnej jedności
oraz poznawaniu Boga nieskończonego Miłosierdzia. Miłosierdzie jest naszym wspólnym
domem.
Nie mogliśmy nie stanąć jako Pallotyńska Rodzina Prowincji Chrystusa Króla - duchowi synowie św. Wincentego Pallottiego wraz z najmłodszymi, nowicjuszami, Seminarzystami. Braćmi Juniorystami i przedstawicielami wszystkich wspólnot Prowincji - w tym miejscu świętym - Sanktuarium wznoszonym z taką wiarą i poświęceniem jako pomnik - wotum wdzięczności Miłosierdziu Bożemu za ocalenie Narodu Polskiego i Pallotynów podczas II-ej wojny światowej. Nie mogliśmy nie przybyć do domu Miłosierdzia Bożego, gdzie codziennie przybywają wierni miasta Ożarowa i pielgrzymi, aby wsłuchiwać się w wciąż aktualne i głębokie orędzie o Bożym Miłosierdziu. Nie mogliśmy tutaj nie stanąć jako wielka Rodzina Pallotyńska w przeddzień Trzeciego Tysiąclecia.
Przyszliśmy tutaj z naszych codziennych dróg usłanych bojowaniem o przemianę duszy Polskiego Narodu, z bogatymi owocami apostolskich zmagań, ale i z tym, co boli, zniechęca, co krwawi. Przybyliśmy z całym naszym pallotyńskim światem: z tym co w nim jest dobre i nie, święte i małe. Przybyliśmy do Boga bogatego w Miłosierdzie, do Boga Nieskończonej Miłości i Miłosierdzia, zatroskanego o dziś i jutro Kościoła i świata. Przybyliśmy do Sanktuarium, miejsca odmawiania codziennej Koronki do Miłosierdzia Bożego, miejsca modlitewnych czuwań, Godziny Miłosierdzia Bożego. Przybyliśmy do Sanktuarium, w którym dokonuje się tyle zawierzeń osobistych, rodzinnych, poszczególnych wspólnot i grup, społeczności miast, Ojczyzny naszej i świata całego. Przybyliśmy do Sanktuarium - budowanego modlitwą, trudem i wdzięczności polskich i pallotyńskich serc. Przybyliśmy do Sanktuarium - miejsca szczególnych łask i Bożych zmiłowań .
Przybyliśmy na to święte miejsce, aby się zatrzymać, spotkać jako Rodzina Pallotyńska, odetchnąć głębią i pięknem tego miejsca. Najpierw chcemy stanąć do dziękczynienia Bogu za to Sanktuarium, za ludzi, którzy go wznosili i współbraci, którzy przez wiele lat od Doliny Miłosierdzia w Częstochowie na czele z Ks. Stanisławem Wierzbicą, wiernie i z poświęceniem służyli Miłosierdziu Bożemu. Chcemy dziękować za tyle dobra, które jako Pallotyni odbieramy codzienne od Boga, za naszą pallotyńską młodzież, za dar minionego stulecia. Będziemy również na kolanach błagać o Boże zmiłowania dla Pallotyńskiej Rodziny, dla świata i Ojczyzny naszej - tej „przebogatej w nieszczęścia i łzy” słowami Koronki do Miłosierdzia Bożego „dla Jego bolesnej Męki miej Miłosierdzie dla nas i świata całego”. Z kolei przybywamy, aby odebrać wezwanie dla naszej pracy na dziś i jutro Kościoła w Polsce i na świecie. I wreszcie, aby Miłosierdziu Bożemu zawierzyć: cały świat i Kościół na progu Trzeciego Tysiąclecia, Rodzinę Zjednoczenia i Prowincję Chrystusa Króla Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego, Seminarium Duchowne i nasz Nowicjat, wszystkie instytucje i dzieła Prowincji, podejmowane prace, nasze plany i zamierzenia. Będziemy wreszcie prosić o łaskę dynamicznej wierności pallotyńskiemu charyzmatowi, o twórcze zaangażowanie w apostolską służbę współczesnemu człowiekowi szerzyć Boże Miłosierdzie.
Wielkiego zaufania do Miłosierdzia Bożego nauczył nas św. Wincenty Pallotti - Apostoł Nieskończonego Miłosierdzia Boga. Całe życie Pallottiego było pieśnią o Bożym Miłosierdziu: „Boże mój, jestem niegodny wszelkich darów i wszystkich łask, wszelako Ty wszystkiego użyczasz mi w swym nieskończonym miłosierdziu” - oto słowa Pallottiego - Neoprezbitera, wypowiedziane w 1818 roku, tuż po otrzymaniu święceń kapłańskich. Pod koniec swego bolesnego pielgrzymowania prosi: „Módlcie się za mnie, abym umarł śmiercią błogosławionych i doszedł do nieba, by wychwalać zmiłowania Boże, a to tylko dzięki Miłosierdziu Bożemu…”.
Nie dziwi nas zatem fakt, że do głównych, naczelnych pragnień Pallottiego - po jego przeżyciu wielkości Boga jako Nieskończonego Miłosierdzia, doświadczenia Boga, zachwytu Bogiem - było pragnienie, aby to Miłosierdzie, którego on doznał, ogarnęło każdego człowieka, aby każdy tego miłosierdzia doświadczyć. Pragnął zmobilizować wszystkich gorliwych wyznawców Chrystusa, aby Miłosierdzie Boże rozlało się na cały świat. Określając cele ZAK podkreśla Pallotti, że sprowadzają się one ostatecznie do pełnienia wszystkich dzieł miłości i miłosierdzia, tak co duszy, jak i do ciała. Zjednoczenie więc pojęte jest jako dzieło uniwersalnego miłosierdzia, do którego uczestnictwa i szafarstwa wezwani są wszyscy.
Z dumą możemy powiedzieć, że Polscy Pallotyni od początku swoich dziejów na ziemiach polskich byli gorliwymi orędownikami Bożego Miłosierdzia. Świadczy o tym "Dolina Miłosierdzia" wraz z obrazem Miłosierdzia Bożego, który nigdy nie był zdjęty z głównego ołtarza. Warto wspomnieć trudne dzieje kultu Bożego Miłosierdzia, Pallotyni stali wiernie i poprzez sympozja - ogromna zasługa ołtarzewskich profesorów - angażowali się całkowicie w pogłębianie i wypracowywanie autentycznego kultu Chrystusa Miłosiernego. Wielki jest ruch czcicieli Miłosierdzia Bożego, wiele wspólnot należących do dziś do ZAK. Ten kościół - pomnik - Sanktuarium ku czci Miłosierdzia Bożego jest również świadectwem pallotyńskiego zaangażowania się Zarządu Prowincjalnego i wszystkich Pallotynów w dzieło Miłosierdzia Bożego. Warto pamiętać, że w Ołtarzewie: dzwon i ołtarz Miłosierdzia Bożego - w ciemnych czasach stalinizmu - przypomina zasadniczy rys duchowości przyszłego kapłana - pallotyna, który winien szukać nadziei w zaufaniu Bożego Miłosierdzia. Ile wielkich Kongresów, sympozjów, rekolekcji, misji przeprowadzili Pallotyni w trosce o szerzenie kultu Miłosierdzia Bożego. I ostatnie dni przygotowanie do roku 2000 przez peregrynacji obrazu Miłosierdzia Bożego - w tym ożarowskim Sanktuarium rozpoczął się szlak pielgrzymki kopii Miłosierdzia Bożego.
Tyle razy stawaliśmy przed Bożym Miłosierdziem. Nie zapomnę spotkań polskich pallotynów w ciemnych czasach stalinizmu, gdy zagrożony by_ byt naszego narodu. Stawaliśmy z modlitwą dziękczynną, ale i z błaganiem o odnowę_ naszego ducha. Stawaliśmy do zawierzenia nie jeden raz. Stajemy i dziś, z wielkim dziękczynieniem za dar tego Sanktuarium - wotum wdzięczności, za ocalenie od pożogi wojny, za wolność, za tyle dobra. Stajemy zatem jak ojce, by na nowo zatopi_ siebie, Ojczyznę i Świat w Boże Miłosierdzie, by wołać za poetą: "nic nad Boga".
Świat, do którego posłał nas Pan jest światem pełnym kontrastów. Zmalał w świecie optymizm. Świat współczesny, społeczeństwo zdaje się być w agonii, bo zmierza on do desakralizacji, jest bowiem nastawiony na świeckość i technikę. Żyjemy w świecie jakby skąpanym we mgle. Panuje w nim nie tylko nieznajomość Ewangelii, lecz także często odrzucanie jej przez świat. Widoczna jest fałszywa hierarchia wartości, czy nawet zauważa się "ubóstwo wartości". Widoczne są wyraźne oznaki społeczeństwa produkcji i konsumpcji. Świat cel i szczęście człowieka widzi w bogactwie, w przyjemności. Rozpowszechniona jest chęć użycia i egoizm, który prowadzi do imitacji miłości i wypaczonego pojęcia wolności. Owocem tego jest duch niezależności i swawoli, buntu, pychy i przemocy. Dominuje w świecie szukanie przyjemności, arogancja i chęć władzy. Przy tym kryzys rodziny, wyścig zbrojeń, terroryzm - przemoc, narkotyki, tyle wojen. Jednym słowem - kończy Ojciec święty - świat współczesny jest zagubiony - bytuje w lęku… ludzie żyją pod groźbą totalnego zniszczenia. Widoczna jest "pustka egzystencjalna", poczucie bezsensu istnienia. Przeżywają to często zdrowi i młodzi ludzie. Występuje też dzisiaj jeszcze pewien rodzaj nerwic psychogennych, które łączą się z zakwestionowaniem i rozbiciem wartości, którymi dotychczas człowiek żył. To, co wczoraj było wartością, dziś zostało ośmieszone lub zastąpione inną wartością. W konsekwencji ludzie poddają się prądowi zmian i przeróżnym manipulacjom. Zakwestionowana wiara lub zastąpiona przez inną konkurencyjną wartość już nie pomaga człowiekowi, który szuka odpowiedzi na pytanie: "jak żyć" czy "po co człowiek żyje". Dlaczego cierpi? Czy śmierć to koniec wszystkiego?
Istnieje dziś wielkie niebezpieczeństwo
zabicia serca, życia w zimnym świecie zdrowego rozsądku… Człowiek staje dziś przed
niebezpieczeństwem zaprogramowania przez komputery. Ból świata jest wielki. Czy
istnieje jakaś rzeczywista nadzieja? Czy jest odpowiedź na przeraźliwy krzyk
rozlegający się wokół nas i w nas?". W tym też kontekście trzeba zrobić miejsce
dla Miłosierdzia Bożego, dla Chrystusa Miłosiernego.
„Podaję ludziom naczynie, z którym mają przychodzić po łaski do
źródła miłosierdzia. Tym naczyniem jest ten obraz z podpisem: "Jezu, ufam Tobie"
...
Daję im ostatnią deskę ratunku. Jeżeli nie uwielbią Miłosierdzia Mojego, zginą na wieki...”
Orędzie Miłosierdzia Bożego upomina się o przemianę serc, pokutą i
modlitwą zaufania, aby człowiek pełen wiary przyjął Boga w swoje życie. Orędzie to
przypomina nam pallotyńskie zadanie, zlecone nam
przez św. W. Pallottiego: ożywiać wiarę, pogłębiać ją i dawać Boga innym.
Jesteśmy ojczyzną Boga i niespokojne jest serce człowieka dopóki nie spocznie w Bogu.
Nie ma prawdziwego życia, gdy nie ma w nas czasu i miejsca dla Boga. Chrystusa bowiem nie można wyznawać po cichu, ostrożnie, dla siebie, czasami,
gdzieniegdzie. On winien wypełnić całą naszą przestrzeń życia - do końca. Dlatego
Pallotti chciał, abyśmy oddychali Bogiem, aby: jedynym celem naszego życia była
chwała Boża, jedynym złem był grzech, jedynym
dobrem - niebo, jedyny wzorem - życie Jezusa Chrystusa, jedyną miłością był
Bóg. Boga trzeba ustawicznie szukać, zdobywać, wybierać… dokładać troski, aby był
bardziej obecny w naszym życiu, aby wpływał na nasze wybory, myślenie,
pragnienia i działania.
Z Miłosierdziem Bożym w trzecie Tysiąclecie. Ks. Twardowski powtarzał: „W życiu jest najlepiej, kiedy jest nam dobrze i źle. Kiedy jest nam tylko dobrze - to niedobrze najpierw w Trzecie Tysiąclecie chcemy wejść razem z Jezusem Chrystusem - Królem Miłosierdzia. I nas, ludzi tego czasu, zachwyca Bóg - nie rozum, nie talenty, dokonania, trendy współczesności, lecz Bóg. I my po tylu przeżyciach chcemy wołać za św. Wincentym Pallottim: „Niech zaniknie życie moje, a życie Jezusa Chrystusa niech będzie życiem moim"… "Mogę żyć bez pokarmu… bez marzeń … bez snów, ale nie mogę żyć bez Ciebie,BOŻE - bo jesteś wszystkim czego potrzebuję na tym wiecie… Bo bez Ciebie kwiaty nie są pachnące…woda jest gorzka a pokarm zatruty przez pustkę…moje serce nie bije…Bo bez Ciebie nie mam nic".
Z Miłosierdziem Bożym - bo wtedy jesteśmy wierni Tradycji. Społeczność,
Wspólnota bez korzeni - umiera. W Trzecie Tysiąclecie chcemy iść "razem" z bogatym
dziedzictwem Polaków wypracowanym w trudzie przez tylu naszych Braci w wierze. W
przyszłość chcemy zabrać wszystko, co dobre i Boże, ale także mądrość, która
płynie z przebytych doświadczeń, nawet gorzkich. Prawda jest bowiem darem Boga, zawiera
w sobie moc jednoczącą, uwalnia ludzi od podziałów i prowadzi do prawdziwej wolności.
Zatem prawda o nas, o naszych korzeniach, prawda tradycji winna być natchnieniem naszym w
nowym Tysiącleciu. Miłosierdzie Boże ucieleśnione
w Jezusie Miłosiernym -Bóg chce, abyśmy Jemu zaufali - bo to jedyne ocalenie!
Z Miłosierdziem Bożym - bo takie są tęsknoty Ludu, do którego
posyła nas Pan. Kamil Cyprian Norwid powiedział: "Naród idzie przez krew,
popiół, poprzez rozczarowanie i przez słowo, przez milczenie pokory i przez to, co się
dzisiaj nazywa". Naród ma swoje barwy, przeżycia i tęsknoty. Ojczyzna, której na
imię Polska, to "nie tylko kraj, wsie, miasta, przestrzeń … lecz to, co kryje w
środku nas, w serc naszych głębi: nasze oddanie,
pamięć, trud, miłość, co poświęceniem lśni…". Ten skarb - przeszłych wieków
cud mamy przenieść w przyszłe dni. Chrystus Miłosierny odkrywa prawdziwe oblicze
wszystkich rzeczy i uczy dostrzec to, co najpiękniejsze i najważniejsze. Uczy także spoglądać dalej, w przyszłość.
Z Miłosierdziem Bożym - w trudzie, ale i w mocy Ducha. Razem z Chrystusem Miłosiernym, z Ludem, wierni Tradycji oznacza uczestnictwo w tajemnicy Chrystusowego krzyża, Jego Męki, Śmierci i Zmartwychwstania. Trzeba nam pamiętać i o tym, że „czego się Naród nie dogrzebie u pługa, nie domodli u krzyża i nie dopłacze w cichym łkaniu, to wszystko przetoczy się nad nim jak uczoność łacińska". Wierność przeszłości zawsze kosztuje, wymaga ogromnej ascezy. Bez niej nie staną się ani nowe czasy, ani nowe oblicze tej ziemi. „Praca jest po to, by się zmartwychwstawało".
W przyszłość nie możemy iść z lękiem. Trzeba nam dosłyszeć
słowa Chrystusa: "Nie lękajcie się, Ja jestem z Wami po wszystkie dni aż do
skończenia świata… Poślę Wam Ducha Świętego - On was wszystkiego nauczy". Trzeba
iść z zawołaniem: "Jezu ufam Tobie"- to znaczy iść z odwagą, w mocach Ducha
Świętego.
Z Miłosierdziem Bożym - to znaczy w nadziei. „Czy warto jest walczyć nie wierząc w zwycięstwo? Czy warci są życia, którym brak doń siły?” /K. Przerwa-Tetmajer/. Idźmy więc w przyszłość Trzeciego Tysiąclecia "Razem z Jezusem Miłosiernym, z Miłosierdziem Bożym" to znaczy z nadzieją. Niech nam towarzyszy błogosławieństwo mocy, mądrości i miłości.
W głoszeniu Miłosierdzia Bożego nie można być połowicznym - trzeba być całym dla Boga! Jak Pallotti, jak nasi Ojcowie, jak pierwsi Pallotyni na ziemiach polskich - to znaczy całkowicie i bez reszty dla Boga! I nic nad Boga. Amen.
Każda liturgia dnia wzywa do odczytania zawartego w niej orędzia. Sprawowana w szczególnych okolicznościach potęguje moc zawartego w niej wezwania. Szczególnie można to powiedzieć o dzisiejszej liturgii sprawowanej o północy w tym archidiecezjalnym Sanktuarium Miłosierdzia Bożego, do którego przybywamy jako członkowie Polskiej Prowincji Chrystusa Króla. W takich okolicznościach liturgia ta jakby cała koncentruje się na nas. To prawda, że teksty tej liturgii nie odnosi się tylko do nas, są uniwersalne, czytane są w całym kościele. Ale niemożliwa jest rzeczą, by w tym miejscu nie odnosiły się szczególnie do nas. Tu odczytujemy je jako skierowane do nas, jakby specjalnie przygotowane przez Ducha Świętego na to dzisiejsze spotkanie. Pan Bóg wybrał i dobrał słowa, aby nas tutaj powitać i przekazać radość z powodu naszego przybycia do tego świętego miejsca.
W ciepłych słowach pozdrawia Pan Bóg, przez świętego Jana przede wszystkim gospodarzy tego miejsca. Chwali ich za trud podejmowany na rzecz pielgrzymów, za gościnę, jaką im dają w tym miejscu, za zapał i umiłowanie tego miejsca, które noszą w sobie i którymi napełniają serca pielgrzymów. "Ty umiłowany Gajusie (powiada przez św. Jana) postępujesz w duchu wiary gdy pomagasz braciom, zwłaszcza przybywającym skądinąd". Jako pielgrzymi przybyliśmy skądinąd i tu zostaliśmy mile przyjęci. Przybyliśmy tu nie tylko po to, aby spędzić radośnie czas w braterskim gronie, ale także po to, aby ożywić - jak tego oczekuje św. Wincenty - swoja wiarę i rozpalić swoją miłość. Wiatr świata tak często nas gasi i osłabia. Dlatego trzeba nam takiego miejsca, w którym ledwie tlący płomyk naszej wiary zapłonie wielkim ogniem. W tym pomaga nam nie tylko samo miejsce, ale i atmosfera tego miejsca stwarzana przez gospodarzy. Dzięki ich zaangażowaniu nasza obecność w tym miejscu jest owocniejsza.
Przybywając z drogi i udając się w drogę pragniemy znaleźć tutaj skarb i tajemnicę powodzenia i błogosławieństwa w naszej życiowej drodze. Tu pragniemy znaleźć tajemnicę owocności podejmowanych przez nas wysiłków i trudów. Stąd chcemy zabrać wszystko, co na tę drogę jest nam potrzebne.
Istotne dla owocnego przebywania w tym miejscu jest to, o czym mówi dzisiejsza Ewangelia. To modlitwa, która jest wołaniem, wręcz natarczywym i zdeterminowanym, aby otrzymać to, o co prosi. Modlitwa podobna w swojej natarczywości do prośby wdowy z dzisiejszej Ewangelii, którą spełnia niesprawiedliwy sędzia. Z tym, że naszej modlitwy słucha nie niesprawiedliwy sędzia, ale najsprawiedliwszy Bóg bogaty w miłosierdzie. Ta modlitwa ma szczególną gwarancję, że zostanie wysłuchana. Dlatego wzorem ewangelicznej wdowy wołamy dziś zdecydowanie w tym czuwaniu wieczornym i nocnym, aby Bóg nieskończenie miłosierny udzielił nam tego, co jest nam niezbędne do realizacji naszych zadań. Wołamy wzorem Jezusa, który modlił się dniem i nocą, nawet wtedy gdy Jego uczniowie spali. To czuwanie ma znaczenie dla całego naszego życia. Ono wzywa nas do stałej modlitwy. Tak, jak coraz więcej świątyń otwiera dziś swoje podwoje dla wieczystej adoracji, tak my otwieramy swoje serca na modlitwę stałą i trwałą.
Potrzebna jest nam ta wielka modlitwa bo potrzebna jest nam to wielkie Boże miłosierdzie. Bóg potrzebuje tego naszego wołania, aby mógł się nam w pełni udzielić. Tego domagają się potrzeby końca XX i początku XXI wieku. W Zjednoczeniu Apostolstwa Katolickiego Pallotti wyznacza modlitwie szczególną rolę. Nie działanie zewnętrzne, ale modlitwa należy do głównych zadań prokuratorów tegoż Zjednoczenia. Gdy dzielił członków Zjednoczenia na klasy szczególne miejsce wyznaczał klasie współpracowników duchowych. Podobnie jest u bł. S. Faustyny Kowalskiej. Dla planowanego przez nią nowego Zgromadzenia najważniejszą jest nieustanne błaganie o Miłosierdzie Boże dla świata. Tylko ludzie wielkiej i stałej modlitwy mogą skutecznie sprowadzać Miłosierdzie Boże na świat. Kościołowi i światu potrzebni są tacy ludzie, którzy by nie schodzili z tego modlitewnego dyżuru. Sam Kościół daje temu wyraz, gdy pielęgnuje Liturgię Godzin, gdy zachęca do wieczystej adoracji i wieczystego różańca. W ten sposób nieustannie idzie ku niebu wołanie. Bóg chce, aby w naszych czasach to wołanie spotęgowało się w różny sposób. Zgodnie z wezwaniem Jezusa: "Proście, a otrzymacie". Od tego wołania Pan Bóg uzależnia stopień, w jakim Jego Miłosierdzie wyleje się na świat. On chce, abyśmy przez modlitwę stali się współpracownikami tego Miłosierdzia. Popatrzcie, jak Bóg pomyślał naszą współpracę z Nim: postanowił nas prosić, abyśmy Go prosili. Mógłby sam wszystko uczynić; tak, jak stworzył świat, mógłby sam ten świat zbawić. Ale nie. On chce zbawić ten świat razem z człowiekiem, w ścisłej współpracy z nim.
Sytuacja jednak dla Boga staje się trudna i wręcz beznadziejna, kiedy człowiek współpracować nie chce. Wtedy Bóg ma ręce związane. Bo tajemnica wylania się Miłosierdzia Bożego na świat to nie tylko tajemnica Boga, to także tajemnica człowieka; to tajemnica współpracy człowieka z Bogiem, tajemnica jego pokornej i ufnej modlitwy.
Dlatego ta noc jest dla nas wezwaniem do odkrycia i uchwycenia jej tajemnicy. Ona rozświetla tajemnicę naszych prawdziwych sukcesów i klęsk. Modląc się jesteśmy potężni, jak Bóg. Nie modląc się jesteśmy słabi i przyznając się do Boga przynosimy mu jedynie wstyd. Bo On chcąc nie chcąc musi wziąć, jako nasz partner, udział w naszej klęsce. Świat niejednokrotnie śmieje się z naszego Boga, a my jesteśmy tego powodem, to my wystawiamy Go na pośmiewisko, sprawiamy, że w oczach tego świata przegrywa, wygląda na słabszego niż siły tego świata. Jako autorzy tej klęski, odbieramy Mu należną chwałę, pomniejszamy jego wielkość i Potęgę.
I dlatego ta noc, podobna do wielkanocnej, niech naprawdę zabłyśnie
światłem naszej modlitwy, modlitwy potężnej i wielkiej, aby Miłosierdzie Boże,
które poprzez to sanktuarium chce wylewać się na archidiecezję, Prowincję Chrystusa
Króla, Stowarzyszenie i Zjednoczenie Apostolstwa Katolickiego, wylało się w całej
obfitości, to znaczy bez granic. Amen.
My, członkowie polskiej Prowincji Chrystusa Króla, przynagleni wielką potrzebą serca przybywamy tutaj aby przed wizerunkiem Chrystusa Miłosiernego w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie oddać temu Miłosierdziu cześć, na jaką ono zasługuje. Stajemy przed Tobą Boże Nieskończonego Miłosierdzia, pełni uwielbienia i zachwytu dla tej niezgłębionej tajemnicy. Przekonani, że w tym Sanktuarium tajemnica ta objawia się w sposób szczególny, że tutaj spływają na nas, a przez nas na Prowincję i cały świat szczególne łaski, wołamy do Ciebie, Boże Nieskończonego Miłosierdzia.
Spójrz na nas tutaj obecnych i na wszystkich, którzy z nami duchowo się łączą, aby Ciebie uwielbiać, Tobie dziękować, prosić Cię i błagać. Zlej nieskończone potoki Twego Miłosierdzia na przybywających tutaj pielgrzymów z Polski i z poza jej granic. Uczyń nas narzędziami swego Miłosierdzia przemień nas w apostołów, którzy będą zdolni zanieść Twoje Miłosierdzie na krańca świata, ulecz nasz lęk i trwogę. Uzdrów naszą niemoc. Spraw, aby Twoje miłosierdzie stało się wielkim imieniem naszego pallotyńskiego posłannictwa.
Ufając, że tak się stanie zawierzamy Tobie, Boże Nieskończonego Miłosierdzia, siebie i całą Prowincję. U progu roku 2000, w dwudziestolecie pontyfikatu Jana Pawła II, wielkiego apostoła Miłosierdzia. Zawierzamy się tak, jak on zawierzył siebie i cały Kościół. Jak on pod znakiem miłosierdzia postawił cały swój pontyfikat tak my zawierzamy Ci wszystkie nasze troski oraz troski tych, do których zostaliśmy posłani. Nasze misje, nasze parafie, naszą formację, naszą młodzież, naszą konsekrację, nasze kapłaństwo, wszystkich naszych robotników na niwie Pańskiej.
W obliczu wielorakiego zła, które zagraża narodom i całej ludzkości, wołamy tutaj szczególnie głośno o ratunek dla świata. Tym ratunkiem jest Twoje miłosierdzie, jest nasz kult Twego Miłosierdzia. Ten kult, który głosi bł. Siostra Faustyna, a który potwierdza Ojciec święty, wynosząc ją na ołtarze i ustanawiając święto Miłosierdzia Bożego.
Zdajemy sobie sprawę z tego, że ten kult to nie tylko nasza Polska odpowiedź na potrzeby czasu, to, także cząstka naszego pallotyńskiego charyzmatu, zakorzenionego głęboko w charyzmacie św. Wincentego Pallottiego. To wreszcie jeden z najwspanialszych sposobów wypełnienia woli Boga, który pragnie abyśmy odkrywali Jego miłosierdzie, tym miłosierdziem żyli i dzielili się nim z bliźnimi.
To Sanktuarium o tym wszystkim nam przypomina. Każde przybycie tutaj to nowe ożywienie w sobie tej prawdy. To wciąż nowe spotkanie zmartwychwstałego Pana, Króla Miłosierdzia. To wielka szkoła Miłosierdzia. W tym Duchu prosimy przyjmij Boże nasze zawierzenie.
Gromadzimy się dziś przy obrazie naszego umiłowanego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, z uczuciami wdzięczności za ogrom zmiłowań Boga w 90 - letnich dziejach Pallotynów na ziemiach polskich, za dar Sanktuarium w Ożarowie, za ośrodki kultu Miłosierdzia Bożego na pallotyńskich placówkach w kraju i poza granicami. Poprzez to nabożeństwo będziemy chcieli Miłosierdziu Bożemu zawierzyć: cały świat i Kościół na progu Trzeciego tysiąclecia naszej wiary, rodzinę Zjednoczenia i Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego, wyższe Seminarium Duchowne, Nowicjat, wszystkie instytucje i dzieła, podejmowane przez nas prace, plany i zamierzenia.
Prosić będziemy również o łaskę dynamicznej wierności pallotyńskiemu charyzmatowi i o twórcze zaangażowanie w apostolską służbę człowiekowi trzeciego tysiąclecia. Prośmy naszego Pana, aby nasze myśli, słowa i uczynki były świadectwem naszej przynależności do Chrystusa i Kościoła.
Wszechmogący, Wieczny Boże, oto dziś wołamy do Twego Miłosierdzia, uprzedzaj nas Swoją łaską i pomnażaj w nas nieustannie nieskończone Miłosierdzie, abyśmy wiernie pełnili Twoją świętą wolę w całym życiu i w godzinie śmierci. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa. Amen.
Choć jestem bezgranicznie niegodny najmniejszego nawet stopnia świętości, to jednak mocno ufam, że całej tej świętości, a nawet jeszcze większej i wzrastającej stale, przez cud miłosierdzia raczysz udzielać biednej mej duszy w każdym momencie dnia czy nocy, w czasie czuwania czy odpoczynku, we wszystkich myślach, słowach, uczynkach, przy każdym słowie kazań, w rozmyślaniach, odnowach, naukach, czytaniach, modlitwach, przy każdym kroku, przy każdym oddechu. I ufam mocno, że całej tej świętości, a nawet większej jeszcze, udzielać mi będziesz w każdej chwili, chociażbym się niekiedy czuł oschłym. Owszem, żywię nadzieję, że kiedy niepojęta moja nędza da mi się odczuć bardziej dotkliwie, wtedy nieskończone twe miłosierdzie użyczy mi bez porównania i większej, nawet większej jeszcze, udzielać mi będziesz w każdej chwili, chociażbym się niekiedy czuł oschłym. Owszem, żywię nadzieję, że kiedy niepojęta moja nędza da mi się odczuć bardziej dotkliwie, wtedy nieskończone Twe Miłosierdzie użyczy mi bez porównania i większej świętości. Tak ! Tak przez nieprzebrane zasługi Jezusa Chrystusa, tak, bo jesteś Miłosierdziem bez granic.
Boże mój, Miłosierdzie me, Miłosierdzie niezmierne, nieskończone, odwieczne i niepojęte! I kimże ja jestem przed Tobą? O Boże mój, Boże mój, nieskończone Miłosierdzie! Racz mówić i aktem Miłosierdzia swego sprawić, abym Cię słuchał, ja, najbardziej niewdzięczny Twój sługa. O Boże mój, Ty przemawiasz do mnie! Spraw miłosiernie, bym - najbardziej niewdzięczny Twój sługa - słuchał Ciebie, gdy pogrążony będę w przepaściach myśli i uczuć.
"Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca" (tamże). Kościół wyznaje miłosierdzie Boga samego, Kościół nim żyje w swoim rozległym doświadczeniu wiary, a także i w swoim nauczaniu - wpatrując się wciąż w Chrystusa, koncentrując się na Nim, na Jego życiu i Ewangelii, na Jego krzyżu i zmartwychwstaniu, na całej Jego tajemnicy. Wszystko, co składa się na "widzenie" Chrystusa w żywej wierze i nauczaniu Kościoła, przybliża nas do "widzenia Ojca" w świętości Jego miłosierdzia. W sposób szczególny zdaje się Kościół wyznawać miłosierdzie Boga i oddawać mu cześć, zwracając się do Chrystusowego Serca; właśnie bowiem zbliżenie do Chrystusa w tajemnicy Jego Serca pozwala nam zatrzymać się w tym niejako centralnym a zarazem po ludzku najłatwiej dostępnym punkcie objawiania miłosiernej miłości Ojca, które stanowiło centralną treść mesjańskiego posłannictwa Syna Człowieczego.
Kościół żyje swoim autentycznym życiem, kiedy wyznaje i głosi miłosierdzie - najwspanialszy przymiot Stwórcy i Odkupiciela - i kiedy ludzi przybliża do Zbawicielowych zdrojów miłosierdzia, których jest dyspozytariuszem i szafarzem. Ogromne znaczenie ma w tej dziedzinie stałe rozważanie słowa Bożego, a nade wszystko świadome i dojrzałe uczestnictwo w Eucharystii oraz w sakramencie pokuty i pojednania. Eucharystia przybliża nas zawsze do tej miłości, która jest potężniejsza niż śmierć; ilekroć bowiem spożywamy ten chleb albo pijemy kielich, nie tylko głosimy śmierć Odkupiciela, ale także wspominamy Jego zmartwychwstanie i oczekujemy Jego przyjścia w chwale (por. 1 Kor 11, 26; aklamacja w Mszale Rzymskim). Sam obrzęd eucharystyczny, sprawowany na pamiątkę Tego, który w swym mesjańskim posłannictwie objawił nam swego Ojca przez słowo i krzyż, świadczy o tej niewyczerpalnej miłości, mocą której pragnie On stale łączyć się z nami i jednoczyć, wychodząc na spotkanie wszystkich ludzkich serc. Drogę zaś do tego spotkania i zjednoczenia toruje każdemu-nawet wówczas, gdy ciążą na nim wielkie winy - sakrament pokuty i pojednania. W sakramencie tym każdy człowiek może w sposób szczególny doświadczyć miłosierdzia, czyli tej miłości, która jest potężniejsza niż grzech.
O najmiłosierniejszy Jezu, Twoja dobroć jest nieskończona, a skarby łask nieprzebrane. Ufam bezgranicznie Twojemu Miłosierdziu, które jest ponad wszystkie dzieła Twoje. Oddaję się Tobie całkowicie i bez zastrzeżeń, ażebym w ten sposób mógł żyć i dążyć do chrześcijańskiej doskonałości. Pragnę szerzyć Twoje miłosierdzie poprzez spełnianie dzieł miłosierdzia, tak względem duszy jak i ciała, zwłaszcza starając się o nawrócenie grzeszników, niosąc pociechę potrzebującym pomocy, chorym i strapionym.
Strzeż mnie więc, o Jezu, jako własności Twojej i chwały Twojej.
Jakkolwiek czasami drżę ze strachu, u uświadamiając sobie słabość moją, to
jednocześnie mam bezgraniczną ufność w Twoje Miłosierdzie. Oby wszyscy ludzie poznali
nieskończoną głębię Twego Miłosierdzia, zaufali mu i wysławiali je na wieki. Amen.
Boże, którego Miłosierdzie jest niezgłębione, a skarby litości
nieprzebrane, wejrzyj na nas łaskawie i pomnóż w nas ufność w Miłosierdzie Swoje,
byśmy nigdy, w największych nawet trudnościach nie poddawali się rozpaczy, lecz zawsze
ufnie zgadzali się z wolą Twoją, która jest samym Miłosierdziem. Przez Pana naszego
Jezusa Chrystusa, Króla Miłosierdzia, który z Tobą i Duchem Świętym okazuje nam
Miłosierdzie teraz i na wieki wieków. Amen.
Słowo Boże zawarte w Piśmie św. porównuje się do lustra, w którym należy się przeglądać. Taka jest nauka św. Augustyna, który nawołuje: "Zwierciadło Pisma odbiło Twoją twarz, pokazało ci, kim jesteś; a skoro ci się nie podoba, staraj się, byś takim nie był"
Pismo św. jest Księgą naszego życia. My zaś - rozważając słowa Pisma - powinniśmy się w tej Księdze rozpoznać.
Po wysłuchaniu Ewangelii przewidzianej na to nabożeństwo jeszcze raz sobie uświadamiamy, że pełnią i kresem Pisma jest miłość, która w odniesieniu do ludzkiej nędzy jawi się jako miłosierdzie.
Dzisiejszej nocy Bóg okazał się nam jeszcze raz jako jedyny Dobry, jako Misterium Dobra, jako Nieskończona Miłość!
Przeglądamy się w tej nieskończonej miłości Boga jako wspólnota kształtowana charyzmatem św. Wincentego Pallottiego i z całego serca dziękujemy za Jego świadectwo miłości; dziękujemy za to, że nasz Ojciec Założyciel nie wahał się wyznawać swojej niepojętej nędzy, ukazując nam tym samym drogą wzrastania w świętości przez nieprzebrane zasługi Jezusa Chrystusa, który jest miłosierdziem bez granic.
Dziękujemy również za świadectwo życia wielu duchowych synów św. Wincentego, którzy już przeszli do wieczności. Naczelne miejsce zajmują wśród nich oczekujący na rychłą beatyfikację ks. Józef Jankowski, który spalał się z miłości dla bliźnich aż do ofiary życia w oświęcimskim krematorium oraz ks. Józef Stanek - kapelan Powstania warszawskiego, o którym napisano, że "umiłował do końca".
Mając przed oczyma licznych świadków miłosiernej miłości Ojca, z
pokorą spoglądamy na wystawiony obraz Chrystusa miłosiernego, który zdaje się pytać
każdego z nas: A czy ty Mnie miłujesz? czy pamiętasz, że dewizą waszego
Stowarzyszenia jest moja przynaglająca miłość? czy zdajesz sobie sprawę, że z tej miłości będziesz sądzony?
Powinniśmy zdać egzamin z prawdziwej miłości i w miarę upływu lat mamy osiągać miłość coraz bardziej dojrzałą! Każdego dnia winniśmy wzrastać w swym pallotyńskim powołaniu i tak postępować, jakby to czynił nasz święty Założyciel i wszyscy wielcy świadkowie miłosierdzia, gdyby dziś byli pośród nas.
Wracając do źródeł naszego powołania, z ogromną nadzieją patrzymy na naszych współbraci Kleryków i Nowicjuszów. Widzimy w nich bowiem idealny obraz samych siebie. Bardzo nas buduje kreślony przez nich program miłosiernej miłości, który ma być zrealizowany na kolejnych szczeblach formacji pallotyńskiej. Świadectwem tego programu jest dzisiejsze nabożeństwo, przygotowane w całości przez Alumnów WSD w Ołtarzewie i różaniec przygotowany przez Współbraci Nowicjuszów z Wadowic, którzy z takim zaangażowaniem odczytywali fragmenty dokumentów soborowych, dotyczących życia konsekrowanego.
Myśląc o programie naszej formacji seminaryjnej ze wzruszeniem wspominam rozmowy z wyświęconymi 7 listopada br. diakonami. Na pytanie: Czy decydujesz się na święcenia niezależnie od trudności, jakie mogą cię spotkać? każdy z nich z pełnym przekonaniem odpowiadał: Decyduję się! Musimy jednak przyznać, że jako starsi kapłani i bracia, po wielu latach realizacji tego samego pallotyńskiego programu formacji bywamy nieco zafrasowani. Bo oto przydarzyły nam się układy życia wspólnotowego, których w programach formacyjnych nie zdołaliśmy przewidzieć. I nasze młodzieńcze marzenia naznaczał niekiedy bolesny krzyk własnych niedociągnięć i słabości oraz brzemion nakładanych nam przez innych. Być może są wśród nas tacy, którzy - ulegając trudnościom - stają na krawędzi przepaści, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, do czego to wszystko prowadzi.
Nie chcemy tu mówić o sprawach bolesnych. Polecamy wszystkie te sprawy w głębokim milczeniu najlepszemu Ojcu, prosząc Go z całego serca i z całej duszy o dar bezgranicznej ufności w Jego nieskończone miłosierdzie!
O Krwi i wodo, która wytrysnęła z Najświętszego Serca Jezusowego jako Zdrój Miłosierdzia dla nas - ufamy Tobie! (Ks. Marian Kowalczyk SAC, 13.11.1998 r.)