Cnota nadziei wiąże się ściśle z ufnością Bogu. Bóg wszystko stworzył jako bardzo dobre z miłości łączącej i przepełniającej Trójcę. Stworzył, aby podzielić się Bożą miłościa ze swoim stworzeniem. Stworzył do szczęścia w miłości. W dobroci Trójcy, w Jej miłości, w męce Jezusa i śmierci krzyżowej, we wszechmocy Bożej łaski, w Bożym miłosierdziu nasza nadzieja! Nadzieja naszego zbawienia - szczęścia wiecznego.
Dlatego mamy nadzieję zbawienia całego świata. O to się modlimy.
Jest to tylko nadzieja. Nie jest to pewność, gdyż nasze zbawienie od naszej wolnej woli zależy! Wszechmocny Bóg zawsze szanuje naszą wolną wolę, nawet wtedy, kiedy dążymy do swojego potępienia, jak szatan! Skoro taka nasza wola, Bóg pozwala nam potępić siebie na wieki! Każdy człowiek decyduje osobiście.
O zbawieniu łaską Jezusa jest cały list do Galatów („Łaska wam i pokój od Boga, Ojca naszego, i od Pana Jezusa Chrystusa, który wydał samego siebie za nasze grzechy, aby wyrwać nas z obecnego złego świata, zgodnie z wolą Boga i Ojca naszego.“ …). Prawo ma uświadomić grzeszność, ścisłe przestrzeganie Tory nikogo nie zbawi! Święty Paweł podkreśla, że nie ma innej Ewangelii. Przez uczynki nikt nie był ani nie będzie zbawiony. Święty Paweł przeklina tych, którzy usiłują wypaczyć Prawdę Ewangelii („Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy - niech będzie przeklęty! Już to przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą [od nas] otrzymaliście - niech będzie przeklęty!“). Klątwy dotyczyły chrześcijan wypaczających prawdę słów Tego, Który powiedział: «Ja jestem drogą i prawdą, i życiem.» Sprawa była bardzo poważna.
Kłamliwe roszczenia „żydujących“ zagrażały chrześcijaństwu w zarodku. Warunkiem przetrwania chrześcijaństwa było zachowanie prawdy Ewangelii. Zdecydowane obłożenie przez Pawła nauk „żydujących“ chrześcijan klątwą uratowało wtedy chrześcijańską wiarę.
Chrześcijaństwo dzisiejsze nie jest już religią w zarodku. Chrześcijaństwo jest nadal największą religią świata. Biorąc pod uwagę aktualną liczbę ludności (ponad 8 mld dusz) jest największą religią, jaka kiedykolwiek istniała (blisko 2,2 mld). Katolicy (1,1 mld dusz), stanowią 50,1% wszystkich chrześcijan, dominują nad cała resztą odłamów i chrześcijańskich wspólnot kościelnych.
Nadzieja jest w prężnym rozwoju niezmanierowanego, szczerego względem Boga, chrześcijaństwa w Afryce. W Europie, kontynencie o nadal największej liczbie chrześcijan, chrześcijaństwo przeżywa jednak fazę regresji związaną z poważnym kryzysem wiary i obłożenie heretyków klątwą nie poprawi trendu.
Z dużym zdziwieniem przyjąłem w największym tygodniku religijnym Polski króciutki tekst bardzo dziwnie, jak dla mnie, interpretujący fragmenty listu świętego Pawła do Galatów przewidziane do czytania w niedzielę 29 maja 2016 roku. Tekst zatytułowano „Co jest cenniejsze: życie czy łaska?“. Tytułowe pytanie powtarza się jeden raz w tekście. Oprócz pytania, w tekście nie zauważyłem nawet aluzji do „życia“. Przypuszczam, że w tym tekście, chodzi o jakiś niezrozumiały dla mnie podtekst.
Muszę podkreślić, że nie oceniam ani tekstu, ani tym bardziej autora. Aby oceniać tekst, zwłaszcza komentarza do czytania liturgicznego, trzeba mieć stosowne kwalifikacje, tych nie mam! Nie aspiruję do żadnych ocen („Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą.“, Mateusza 7,1-2). W mojej opinii nie można oceniać, zwłaszcza gdy się czegoś nie rozumie! Historia zna bardzo wiele przypadków geniuszy skrzywdzonych oceną nie potrafiących ich zrozumieć krytyków. Nie zawsze jest w tym zła wola krytyków. Podałem poniżej przykłady krytycznych ocen. Są znane, bo dziś Kościół korzysta z dorobku krytykowanych (w owym czasie bardzo ostro). Znacznie więcej jest nieznanych prawie nikomu, czy wręcz nieznanych nikomu, z wyjątkiem Boga, przypadków, gdy niesprawiedliwa krytyka wyeliminowała twórcę.
Suponuję jedynie, że tekst fragmentami jest niezrozumiały dla większości czytelników, bo poczytność tygodnika świadczy o tym, że na razie, jako popularny, nie jest skierowny do osób zaliczających siebie do tzw. „elit“. Elity mają swoje czasopisma, czasem efemerydy. Z definicji nie wyobrażam sobie popularnego czasopisma elitarnego (na razie popularny jest antonimem wyrazu elitarny). Nie przypuszczam, aby czasopismo, które powstało w 1923 roku jako „Tygodnik dla ludu katolickiego“ chciało się odciąć od korzeni, czyli ludu katolickiego, żeby przypodobać się jakiejś elicie. Tygodnik jest mnie i moim krewnym bardzo bliski, bo wywodzimy się z ludu. Nasi prapradziadowie uprawiali pola, które znalazły się obecnie na terenie Katowic oraz miejscowości w pobliżu Nysy. Tym bliższy, że kuzyn mamy był redaktorem tego tygodnika. Jego brat też był redaktorem piszącym dla ludu katolickiego. Liczne kuzynowstwo, którego rodzice byli dziećmi gospodarza Kani z Zawodzia, utrzymywało bliskie rodzinne kontakty z sobą i wujami. Może dlatego tak wiele było wśród nich powołań. Pochodzenie z ludu katolickiego było ich nieskrywaną dumą. Nie uważali się za elitę. W odróżnieniu od jednego ludu katolickiego wiernego Stolicy Apostostolskiej, w Polsce elit jest bardzo wiele. Bardzo skłonne są do dalszych podziałów ze wględu na ambicje przywódcze. Na szczęście aktualnie mamy demokrację i Bogu dzięki ten jeden katolicki lud ma rację. Wysiłki elit, aby go podzielić albo chociaż skłócić nie ustają.
Tekst jest dla mnie trudny, więc odnoszę się jedynie do niezrozumiałych dla mnie fragmentów, które staram się swym chłopskim rozumem pojąć. Preferuję teksty respektujące podaną przez Jezusa zasadę: «Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi.» Moim zdaniem, tekst komentujący list świętego Pawła do Galatów raczej zasady nie spełnia.
Nie rozumiem fragmentu cytuję: „… obyśmy sami nie otwierali bram Kościoła dla koni trojańskich w zaślepionym entuzjazmie“. Do czego i jaki entuzjazm, jakie konie trojańskie? Czyżby było to nawiązanie do publikacji Tomasza Terlikowskiego? Aluzji do wykładu „Ruchy charyzmatyczne - Koń trojański w Kościele Katolickim“ raczej nie podejrzewam. Podejrzewam, że przeciętny czytelnik też nie rozumie. Przypuszczam, że nie interesują go zagadnienia niszowe i nie o nich pragnie czytać w niedzielę.
Następujące po tym fragmencie zdanie jest już za to przejrzyste i bardzo trafne: „Na istnienie każdego człowieka trzeba się zgodzić, ale nie na każde ludzkie doktryny“. Niemniej zbyt ogólne, by móc śledzić myśl autora. Szkoda, że autor nie napisał jawnie o jakie „ludzkie doktryny“ mu chodzi. Jedyny pewnik: nie miał na myśli doktryny katolickiej. Niewiele to pomaga w odczytaniu przesłania autora do czytelników, bo wielość innych doktryn na to nie pozwala.
Może klucz do zrozumienia tkwi we wcześniejszym zdaniu: „Zapewne dziś wielu zgorszyłoby się ogłaszaniem anatemy na liberalizujących teologów, którzy dostosowują objawioną prawdę do swych zanudzonych nowoczesnością wyobrażeń“. Owszem, tacy są i wcześniej byli. Nie trzeba anatemy. Wystarcza Kodeks Prawa Kanonicznego, jest w nim kara cenzury. W miarę potrzeby Kongregacja do spraw wiary ma szerokie uprawnienia, papież znacznie większe. Przypuszczam jednak, że od razu, niektóre ze wspomnianych wyżej elit byłyby jakimkolwiek, nawet najdrobniejszym, upomnieniem zgorszone. Dla „ludu katolickiego“ są to sprawy niszowe i nie przejawia on „zaślepionego entuzjazmu“, cokolwiek by to wyrażenie znaczyło dla autora.
Poglądów teologów nie należy jednak stawiać na tym samym poziomie co doktryny katolickiej. Owszem, wypowiedzi wiernych, w tym osób duchownych, zwłaszcza teologów, nigdy nie mogą być sprzeczne z doktryną katolicką. Teologia zaś jest żywą nauką. Teologowie, jako uczeni, w swych naukowych badaniach muszą przedstawiać własne naukowe nowe poszukiwania, które mogą być czasami błędne. Często zaś ich poglądy nie są błędne, jedynie bardzo odległe od tego, co znalazło już powszechne zrozumienie i uznanie. Tak do niedawna hierarchia kościelna odbierała poglądy bł. ks. prof. Sopoćki. Podobny był przypadek ks. prof. Karla Rahnera, był zwalczany do czasu powołania go w 1963 roku przez Jana XXIII w roli teologa soborowego Soboru Watykańskiego II. Dziś Katechizm Kościoła Katolickiego zawiera wiele jego sformułowań! Pamiętamy jak potraktowano rękopis pracy habilitacyjnej Josepha Ratzingera. Ratzinger tylko dzięki swej inteligencji i lenistwu profesora recenzenta tej pracy, zdołał wybrnąć, przed wieloletnim, niekoniecznie skutecznym wobec oponentów, poprawianiem swej znakomitej, rewolucyjnej na tamte czasy pracy.
Nauka papieży jest już ponad tym, ale w dzisiejszych czasach zdarzają się niewierzący, osoby uważające się za wiernych a nawet duchowni bezpodstawnie krytykujący papieża.
Wróćmy do komentarza listu do Galatów. W odniesieniu do czasów współczesnych padło tam, w kontekście bardzo groźnego, nie tylko dla wiary, ale i całej kultury zachodniej, zjawiska ponowoczesności, jedno nazwisko. Akurat wyróżniony został Jacques Derrida. Sam Derrida od postmodernizmu się odżegnywał. Derida (*1930 †2004) nie był chrześcijaninem.
W liście do Galatów jest krytyka poglądów „żydujących“ chrześcijan, święty Paweł nie wyklina niechrześcijan. Mowa do pogańskich Ateńczyków jest pełna szacunku, nie przekleństw.
Ciekaw jestem (gdyby ktoś przeprowadził ankietę wśród czytelników tego największego religijnego tygodnika Polski) ilu adresatów tego tekstu potrafiłoby z czymś skojarzyć nazwisko Derridy. Jestem przekonany, że jeszcze mniej czytelników przeczytało cokolwiek autorstwa Derridy. Osobiście nie czytałem ani nawet nie mam żadnego tekstu. Skoro jednak ktoś cytuje, musi dobrze znać teksty. Chyba, że mowa o cytowaniu żartobliwym (jest śląskie tego typu: „już fanzolił świenty Bachus, jak se pojesz, to se zakurz“), ale na ogół żartobliwe cytowania nie są na tyle groźne, aby trzeba było z nimi walczyć w tekście komentarza do czytania liturgicznego. Zdarzają się też cytowania typu „sam nie czytałem tego, ale Derida napisał…“, trzeba je traktować na równi z żartobliwymi, bo cytujący (zapewne nieświadomie) raczy żartować sam z siebie i swojej wiedzy. Żarty na bok! Niewykluczam, że środowisko naszych regionalnych filozofów może ktoś uznać za „skażone filozofią Derridy“, bo Uniwersytet Śląski nadał mu w 1997 roku godność doktora honoris causa, jako jedyna Uczelnia w Polsce. „Skażenie“ to nie dotyczy kontynuatorów „Tygodnika dla ludu katolickiego“, nazwisko Derridy w powszechnie dostępnych tekstach elektronicznych pojawia się tylko parę razy i zawsze występuje tylko raz w danym tekście. Trzy z tych nielicznych przypadków są komentarzami czytelników.
Dla porównania postmodernizm występuje ponad kilkaset razy a ponowoczesność rzadziej. Muszę jednak dodać, że Lyotard uznany za twórcę postmodernizmu w dostępnych tekstach tygodnika w ogóle się nie pojawia! Bardzo dobrze, że Jezus występuje ponad sto tysięcy razy.
Czytania liturgiczne, jak pamiętam zawsze były traktowane bardzo poważnie. Czy autor pisząc adresował swój tekst do czyteników czasopisma, kontynuującego tradycje „Tygodnika dla ludu katolickiego“, podkreślającego Bożą miłość do każdego człowieka? Owszem Napoleon Bonaparte był ateistą, zrobił wiele złego, ale był też realistą i aby ocalić Francuzów przed dalszym upadkiem moralnym po rewolucji, jako konsul w 1801 roku zawarł konkordat ze Stolicą Apostolską. Wiedział, że trudno zachować moralność bez wiary, autorytetu Boga. Nie wiem, dlaczego autorowi tekstu akurat tak się spodobał obraz niewinnych żołnierzy śmiertelnie marznących wskutek klątwy (wśród cierpiących i ginących na mrozie, którym „wypadały karabiny z rąk“, było wielu pobożnych katolików, w tym Polaków). Bardzo wielu niewinnych żołnierzy Napoleona zginęło, on sam został jedynie zesłany. Taki morał z historii, że za grzechy przywódców cierpi niewinny lud. Pisze o tym Biblia, że za osobisty grzech króla Dawida ukarany został jego lud (1Kronik 21). Nie dziwi mnie to, bo do Paruzji, władca tego świata ma wpływ na historię i to on zwiódł Dawida (za dopuszczeniem przez Boga, aby wskutek kary nastąpiło nawrócenie Izraela). Być może autor jest zwolennikiem odpowiedzialności zbiorowej i nie odowiada mu to, że (z wyjątkiem krajów totalitarnych) aktualnie nie jest stosowana? Przy takich poglądach, trudno zrozumieć jakiekiekolwiek miłosierdzie i jeszcze trudniej przyjąć Boże Miłosierdzie nieograniczone w swej istocie (kto śmie Boga ograniczać).
Martwi mnie, że jak to było dawniej, wypaczenia prawdy Ewangelii zdarzają się i dziś. Mimo orzeczeń soborów, synodów, Kongregacji do spraw wiary i Katechizmu Kościoła Katolickiego. Aktualnie w Europie wypaczenia wiary katolickiej przez bezkrytyczną akceptację tez postmodernizmu prawdopobnie są największą herezją. Ocenę zostawiam Bogu, Kongregacji do spraw wiary, papieżowi. Historia zaś wykaże, czy akurat coś innego, niezwiązanego z filozofią, może nie dostrzeżonego należycie, nie było groźniejsze.
Autor przypomniał, że mimo licznych wielowiekowych kryzysów Kościół zawsze zwycięża, bo obietnicę dał Bóg: «Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą.» (Mt 16,18). To przypomnnienie jest najcenniejsze! Moim zdaniem, w tych trudnych warunkach, współczesny Piotr doskonale sobie radzi w tej walce zjednując Kościołowi coraz liczniejszych sojuszników, nawet wśród dotychczasowych wrogów Kościoła katolickiego, stara się również i stwarza odpowiednie warunki, aby ci, którzy opuścili Kościół stosunkowo niedawno powrócili do jedności ze Stolicą Apostolską. Podziwiam, jak wytrwale realizuje Boży cel, aby wszyscy chrześcijanie stanowili jedno. Rozumiem tych, którzy chcą „być bardziej papieskim niż papież“, zwłaszcza w skłonności do anatem, ale mam podejrzenia odnośnie pobudek takiego działania.
Papież Franciszek nie rzuca anatem i chwała mu za to! Co więcej, papieże odwołują wielowiekowe anatemy i te stosunkowo niedawne. Pamiętam, jak swego czasu, wielu miało za złe świętemu Jana Pawłowi II, że przeprosił za winy Kościoła. Bóg bardzo szanuje wolną wolę. Bóg jest Prawdą! Powinniśmy zawsze Boga naśladować. Szanujmy wolną wolę bliźniego, jego prawo do wolnego wyboru przekonań. Nie może jednak bliźni naruszać swobody naszych przekonań. Nie dopuśćmy jednak do wypaczenia definicji tolerancji. Nie dajmy się zwariować! Tylko prawidłowa tolerancja musi być przez nas zachowywana! Nikt nie ma prawa nas zmuszać do pseudotolerancji.
Martwi mnie, gdy ktoś chce działania Boga w Kościele poprawiać anatemami. Dzisiejszym zwolennikom pochopnych anatem przypomniałbym, że: «wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną.» (Mt 26,52). Przecież synowie gromu (Mk 3,17) apostołowie Jakub i Jan mieli wystarczającą wiarę i moc, gdy chcieli rzucić klątwę na samarytańskie miasteczko, które nie przyjęło Jezusa z uczniami, Jezus powstrzymal ich jednak. (Łk 9,53-55)
Zwolennicy siły, zwłaszcza dziś, powinni pamiętać, że nasza wiara nie jest oparta na umiejętności skutecznego przeklinania ani sile fizycznej. Nigdy nie była! Choć w historii Kościoła wielu tak rozumiało swoją misję, za nich w imieniu Kościoła przeprosił święty Jan Paweł II. Skoro przeprosił, nie możemy wracać do metod, za które przepraszał.
Nie można pochopnie osądzać ludzi, którzy żyli w innej epoce historycznej, ale skoro dane nam jest poznać już, choćby tylko fragmentarycznie, istotę Bożego Miłosierdzia, nie należy naśladować ich czynów dzisiaj!
Gdy, ktoś nie rozumie nadal, dam tylko jeden przykład. W czasach Jezusa Żydzi sądzeni byli według Prawa (Tory). Jezus zapewnił: «Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni.» (Mt 5,18) Nie pozwolił jednak uczonym w Piśmie i faryzeuszom ukamieniować cudzołożnicy (J 8,3-11). Nie trzeba być egzegetą, by zrozumieć.
Odnośnie Bożego Miłosierdzia, mimo nauk świętego Jana Pawła II, świętej Faustyny, błogosławionego księdza prof. Sopoćki, papieży Benedykta XVI i Franciszka, wielu katolików, w tym duchownych, nadal kultywuje poglądy z ubiegłego tysiąclecia. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że polscy biskupi przeciwni kultowi Bożego Miłosierdzia nie mieli racji. Już w ubiegłym tysiącleciu odwołano notyfikację zabraniającą publicznego kultu Bożego Miłosierdzia (w czerwcu 1978 roku) i beatyfikowano siostrę Faustynę (18 kwietnia 1993 roku) a w 2000 roku odbyła się kanonizacja.
Wiem, że katolik nie jest zobowiązany wierzyć w objawienia prywatne (KKK 67), dotyczy to również objawień świętej Faustyny, pewnie mało kto czyta encykliki papieskie. Jednak Sanhedryn został przekonany przez Gamaliela: „ … «Jeżeli bowiem od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, rozpadnie się, a jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć i może się czasem okazać, że walczycie z Bogiem». Usłuchali go.“ (Dz 5,38-39). Mam więc nadzieję, że w Roku Miłosierdzia, ŚDM, wizyty papieża w Łagiewnikach, Miłosierdzie Boże będzie miało „lepszą prasę“.
Rozumiem, gdy ktoś ocenia czyny większości swych bliźnich negatywnie. Dobrze. Tylko, gdzie on widzi miejsce dla siebie, bo Katechizm Kościoła Katolickiego, dla każdego człowieka, przewiduje tylko dwie ostateczne możliwości niebo (KKK 1023, do nieba trafiają też dusze po czyśćcu KKK 1030) albo piekło (KKK 1033). Każdy człowiek jest grzeszny i to „aż do końca wieków“. Jeżeli już rozważył powyższą alternatywę, niech przyjmie nadzieję, że grzeszność wszystkich, bez wyjątku, ludzi nie stanowi przeszkody w zbawczym planie Boga. Uważam, że piekło to całkowita samotność, nieograniczona czasem (po paruzji czasu już nie będzie, zgodnie ze współczesną fizyką i kosmologią).
Kto odrzuca nadzieję we wszechmoc miłosierdzia Bożego, na co liczy? Na swoją wiarę? Na swoją miłość? Może i liczy. Wiem, że miłość jest najważniejsza, ale oddzielenie miłości od wiary i nadziei, jakoś nie zgadza się z moją logiką. Nie potrafię wyobrazić sobie miłości i wiary pozbawionych nadziei. Miłość bez nadziei - „beznadziejna miłość“? Podobnie „beznadziejna wiara“. Nie brzmi to najlepiej, zwłaszcza w opisie naszego uczucia do Boga.
Oczywiście, gdy ktoś osiągnie już cel, nie potrzebuje już wiary ani nadziei - zostaje wieczna miłość wzajemna wszystkich, którzy przyjęli łaskę Jezusa. Ale do tego czasu, nasza wiara jest nam potrzebna. Nadzieję też należy zachować do końca: Jesteśmy bowiem uczestnikami Chrystusa, jeśli pierwotną nadzieję do końca zachowamy silną.“ (Hbr 3,14).
Dla tych, którzy wolą poezję „Lecz zaklinam - niech żywi nie tracą nadziei I przed narodem niosą oświaty kaganiec; A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei, Jak kamienie przez Boga rzucone na szaniec!“ Bardzo proszę jednak, aby zaklinam nie tłumaczyć, jako przeklinam, Słowacki żywił wielką sympatię do swojego narodu.
„A nadzieja zawieść nie może” - wszyscy zmarli, którzy w Chrystusie położyli swą nadzieję i tą „pierwotną nadzieję do końca zachowali silną“ - nie potrzebują już nadziei - są już szczęśliwi w niebie z Jezusem, bo w Nim trwała w czasie ziemskiego życia ich ówczesna nadzieja!